Na zachodzie bez zmian - Erich Maria Remarque
Tytuł: Na zachodzie bez zmian
Kolekcja:
Ocena:
Wydawnictwo:
Liczba stron: 192
Data wydania: 1929
Inne książki tego autora:
Łuk Triumfalny - Erich Maria Remarque
Czarny obelisk - Erich Maria Remarque
Noc w Lizbonie
Czas życia i czas śmierci

Długo już myślałem o tym, by przeczytać „Na zachodzie bez zmian”. Zwłaszcza, że mam pewne doświadczenie z E. M. Remarquem – kilkanaście lat temu czytałem jego książkę „Trzej towarzysze” i byłem pod bardzo mocnym wrażeniem. Już wtedy wiedziałem, że muszę sięgnąć po inne pozycje tego autora. Stąd właśnie moje spotkanie z najsłynniejszą chyba książką Remarque’a – „Na zachodzie bez zmian”.

Książka ta nie pragnie być oskarżeniem ani wyznaniem. Stanowi tylko próbę opowiedzenia o pokoleniu, które zniszczyła wojna – nawet jeśli nie dosięgły go jej granaty.

Obraz kompletnego bezsensu – wojna

Całkiem niedawno czytałem jedną z najbardziej znanych książek antywojennych – „Rzeźnię numer pięć” Kurta Vonneguta i nie przypuszczałem wtedy, że tak prędko sięgnę po kolejną pozycję wpisującą się w ten nurt. Bo o tym właśnie jest powieść Remarque’a – o bezsensie wojny. Sam autor został w wieku 18 lat powołany do służby wojskowej i wysłany na front w 1917 roku, gdzie w niedługim czasie został ciężko ranny. To właśnie te wydarzenia oraz przynależność pisarza do tzw. straconego pokolenia były inspiracją do napisania „Na zachodzie bez zmian”. Straconym pokoleniem nazywano tych, którzy w okresie trwania I Wojny Światowej ledwo przekroczyli próg dorosłości i zostali wysłani na front. Na wojnę, której nie chcieli. Na wojnę, która nie była ich wojną.

Wyjeżdżamy  jako  żołnierze   w złych  albo  dobrych  humorach,  docieramy  do  strefy,  gdzie  zaczyna  się front  – i stajemy  się  zwierzętami  w ludzkiej  skórze.

Jednym z takich młodych mężczyzn wysłanych na front był Paul Baumer – główny bohater powieści Remarque’a. Wraz z kolegami ze szkolnej ławy zachęcany jest do wypełnienia patriotycznego obowiązku i walki dla ojczyzny. Wszyscy dookoła wywierają na nich presję – nauczyciele, rodzice, rówieśnicy. Wszędzie zachęta: idźcie walczyć. No to poszli. Przepełnieni młodzieńczym idealizmem, marzeniami i pragnieniami. Wszystkie ideały ginęły już pierwszego dnia pobytu na froncie – albo wraz z życiem uchodzącym z młodego żołnierza, albo pomimo przeżycia, bo potem i tak nic już nie wyglądało jak do tej pory. Ich życie, to kim byli, jakie mieli plany, cele i tęsknoty, ginęło bezpowrotnie, nawet jeśli oni sami przeżyli.

Ma  rację.  Nie  jesteśmy  już młodzieżą.  Nie  chcemy  już  szturmować  świata.  Jesteśmy uciekinierami.  Uciekamy  przed  sobą.  Uciekamy  przed  swoim życiem.  Mieliśmy  osiemnaście  lat  i zaczęliśmy  kochać  świat   i życie,  i do  tego  właśnie  musieliśmy  strzelić.  Pierwszy  granat,  który uderzył,  trafił  nas  w serce.  Jesteśmy  odcięci  od  czynnego  życia,  od dążeń,  od  postępu.  Nie  wierzymy  już  w nie,  wierzymy  w wojnę.

Na zachodzie bez zmian - Erich Maria Remarque - Czytoholik

Osobista i przenikająca do głębi

„Na zachodzie bez zmian” to książka wyjątkowa. Po pierwsze jest bardzo osobista. Przemyślenia, które są przedmiotem rozważań głównego bohatera i zarazem narratora powieści są przede wszystkim przemyśleniami samego autora. Da się to bardzo mocno odczuć. Ta głębia bólu, dojmujący obraz dramatu młodego człowieka, który patrzy na śmierć i sam ją zadaje. To całkowite niezrozumienie i odrzucenie sensu wojny jako takiej. To poczucie absurdu tego, czym wojna ostatecznie jest. Właśnie to wszystko wyziera z każdego słowa napisanego przez Remarque’a.

Widzimy  ludzi,  którzy  żyją,  mimo że  nie  mają  czaszki;  widzimy  żołnierzy,  którzy  chodzą,  mimo  że urwało  im  obie  stopy;  jakoś  docierają  na  potrzaskanych  kikutach nóg  do  następnej  dziury;  jeden  gefrajter  czołga  się  na  rękach  dwa kilometry,  wlokąc  za  sobą  nogi  ze  zmiażdżonymi  pociskiem  kolanami; inny,  idąc  do  punktu  opatrunkowego,  trzyma  w rękach  wypływające   z brzucha  jelita;  widzimy  ludzi  bez  ust,  bez  dolnej  szczęki,  bez  twarzy; odnajdujemy  kogoś,  kto  przez  dwie  godziny  zaciskał  zębami  tętnicę ramienia,  żeby  się  nie  wykrwawić,  wschodzi  słońce,  nastaje  noc, gwiżdżą  granaty,  życie  się  skończyło.

Mimo tego, że powieść niemieckiego pisarza ma antywojenny wydźwięk to jest zgoła całkiem inna od „Rzeźni numer pięć„. Jest dużo bardziej bezpośrednia. Podczas gdy Kurt Vonnegut używał wielu metafor i obrazów, by oddać to, czym jest wojna, to Remarque pisze bez żadnych ogródek. Bez zahamowań. Prosto i precyzyjnie oddaje istotę rzeczy. Niektóre opisy niezwykle mocno oddziaływały na moją wyobraźnię. A w dodatku język w jakim pisze niemiecki pisarz jest bardzo bogaty i barwny. To jak Remarque operuje słowem to prawdziwe mistrzostwo.

Słowa, które zapadają w pamięć

Książka ta to również kopalnia wyjątkowych cytatów, przemyśleń i rozważań, które nic a nic nie straciły na swojej aktualności. Często po przeczytaniu jakiegoś zdania popadałem w zamyślenie. Zanurzałem się w ciszę, by spróbować poczuć choć odrobinę tego, czego doświadczał autor. Bezskutecznie. Tego typu dramatów nie sposób poczuć nie będąc ich uczestnikiem. Towarzyszyła mi jedynie cisza. Już powyżej zamieściłem sporo cytatów, by przekazać Ci, o czym jest ta książka i w jaki sposób pisze Remarque. Poniżej jeszcze kilka fragmentów, które mnie dotknęły:

Uwaga spoiler!

Kantorek  powiedziałby,  że  stoimy właśnie  na  progu  egzystencji.  I coś  w tym  rodzaju  przeżywamy.  Jeszcze nie  zapuściliśmy  korzeni,  a wojna  już  nas  podmyła.  Dla  innych, starszych,  wojna  to  tylko  antrakt,  oni  potrafią  myśleć  o tym,  co będzie  potem.  My  zaś  zostaliśmy  przez  wojnę  porwani  i nie  wiemy, jak  to  się  skończy.  Na  razie  wiemy  tylko  tyle,  że  zdziczeliśmy   w szczególny  melancholijny  sposób,  choć  nie  potrafimy  już  nawet  zbyt często  się  smucić.

– Kiedy  się  nad  tym  zastanawiam, Albercie  – mówię  po  chwili  i obracam  się  na  plecy  – to  gdy słyszę  słowo  „pokój”  i on  by  naprawdę  nastał,  chciałbym  zrobić coś  niewyobrażalnego,  taka  myśl  ciśnie  mi  się  do  głowy.  Coś, rozumiesz,  co  będzie  warte  tego,  że  leżało  się  w tym  gównie.  Tyle że  nie  potrafię  sobie  nic  wyobrazić.  Możliwości,  jakie  widzę,  cały ten  kram  ze  zdobyciem  zawodu  i studiami,  a potem  pensja  i tak  dalej  – mierzi  mnie  to,  bo  to  zawsze  było  i to  jest  coś  obrzydliwego.  Niczego nie  znajduję  – niczego  nie  znajduję,  Albercie.

Dziś  poruszalibyśmy  się  wśród krajobrazu  naszej  młodości  jak  turyści.  Sparzyliśmy  się  faktami, znamy  różnice  jak  handlarze  i konieczności  jak  rzeźnicy.  Nie jesteśmy  już  beztroscy  – jesteśmy  potwornie  obojętni.  Bylibyśmy tam,  ale  czybyśmy  żyli?
Jesteśmy  opuszczeni  jak  dzieci   i doświadczeni  jak  starcy,  jesteśmy  grubiańscy,  smutni  i powierzchowni –  sądzę,  że  jesteśmy  straceni.

Podsumowanie: Czy to holik?

Tak. „Na zachodzie bez zmian” to książka, która porusza. Dotyka wnętrza czytelnika, wywołuje głęboki smutek, współczucie oraz awersję do wojny i tych, którzy jej szukają. Powieść Remarque’a to wstrząsający obraz wojny, która odczłowiecza i zabiera to, co w ludziach najcenniejsze – miłość, pragnienia, marzenia. A zostawia pustkę i duchowe kalectwo. Nie żałuję, że przeczytałem tę książkę. Żałuję, że zrobiłem to tak późno.

Początkowo, tuż po lekturze chciałem ocenić ją na 4,5. Ale gdy posiedziałem trochę z jej treściami i zastanowiłem się nad tym, jak mocno na mnie oddziaływała, to musiałem zmienić moją ocenę. Książka, która wywiera takie wrażenie, musi być Holikiem.

Na koniec chyba najmocniejszy fragment. W zasadzie wystarczy przeczytać właśnie ten cytat zamiast tego wszystkiego, co sam napisałem. Tylko to:

Jestem  młody,  mam  dwadzieścia  lat; z życia  nie  znam  jednak  nic  oprócz  zwątpienia,  śmierci,  strachu   i powiązania  najbardziej  bezsensownej  powierzchowności  z otchłanią cierpienia.  Widzę,  że  narody  są  podjudzane  przeciwko  sobie  i w milczeniu,  nieświadomie,  idiotycznie,  posłusznie,  niewinnie  się zabijają.  Widzę,  że  najmądrzejsze  umysły  świata  wynajdują  broń i słowa,  żeby  to  wszystko  stało  się  jeszcze  bardziej  wyrafinowane   i trwało  dłużej.  A wraz  ze  mną  widzą  to  wszyscy  ludzie  w moim  wieku tutaj  i po  tamtej  stronie,  na  całym  świecie,  wraz  ze  mną  przeżywa  to moje  pokolenie.  Co  powiedzą  nasi  ojcowie,  gdy  kiedyś  staniemy  przed nimi  i zażądamy  wyjaśnień?  Czego  oczekują  od  nas,  kiedy  nadejdzie czas  bez  wojny?  Przez  całe  lata  naszym  zajęciem  było  zabijanie  – była  to  nasza  pierwsza  praca  w życiu.  Nasza  wiedza  o życiu  ogranicza się  do  śmierci.  A co  ma  się  dziać  potem?  I co  z nas  wyrośnie?

Ocena czytoholika: 5 / 5

Masz inne zdanie na temat tej książki? Podziel się nim w komentarzu 🙂

czytoholik

Człowiek wielu zainteresowań, pełen zapału i optymizmu. Prywatnie pasjonat nowych technologii, historii II Wojny Światowej oraz zapalony czytelnik kochający książki. Po godzinach zacięty gracz w squasha i futsal.