Już dawno chciałem przeczytać „Przebudzenie” Anthony’ego de Mello. Słyszałem o tej książce wiele dobrego. W wielu miejscach się na nią powoływano. Swego czasu było o niej nawet całkiem głośno. Długo zwlekałem, ale w końcu udało mi się z nią zmierzyć. A była to przeprawa niełatwa. Czy po lekturze się przebudziłem? Nie. Ale chciałbym.
Nieświadome życie nie jest warte tego, by je przeżyć.
„Przebudzenie” nie należy do łatwych lektur. Pomimo tego, że liczy sobie zaledwie nieco ponad 200 stron. Ale to dwieście stron pełne mocnych słów, z którymi trzeba się skonfrontować, przemyśleć i niejednokrotnie dość długo trawić. Być może dlatego, kiedy czytałem tę książkę jakieś dwa lata temu, odrzuciłem ją po kilku rozdziałach. Kompletnie nie zgadzałem się z tym, co de Mello pisał. Czułem wręcz wewnętrzny opór. Po którymś kolejnym zdaniu, które mocno mnie uderzyło, odłożyłem książkę z myślą, że raczej do niej nie wrócę. Ale życie pisze różne scenariusze, a ja sięgnąłem kolejny raz po „Przebudzenie”. Tym razem byłem chyba bardziej gotowy.
O czym jest książka Anthony’ego de Mello? Cóż, nie będę oryginalny – o przebudzeniu. Ale o jakim przebudzeniu? Spróbuję być bardziej konkretny – o pełnej świadomości siebie, swoich zachowań, reakcji, pomysłów i planów. O dążeniu do całkowitego zrozumienia siebie. Książka ta to zachęta do odrzucenia swoich przekonań, nawyków myślowych, etykietek, które przypisaliśmy sobie i innym. O życiu w pełnej wolności. Brzmi nieźle, ale odrobinę ogólnikowo, prawda?
Cóż, chciałbym napisać więcej i lepiej o tym, o czym jest ta książka. Ale „Przebudzenie” należy do tych pozycji, które wywierają na każdym czytelniku zupełnie odmienne wrażenia. Dlatego nie napiszę już ani słowa, o czym jest książka de Mello. Za to napiszę, czym stała się dla mnie. Bo wiele twierdzeń de Mello głęboko wryło mi się w świadomość i nie chce opuścić mojej głowy. Są one jak nieustannie dręczący wyrzut sumienia, który nie daje spokoju. Cieszę się z tego, bo to oznacza, że treść „Przebudzenia” wciąż we mnie pracuje. A pracy jest sporo.
Lektura książki de Mello zmusiła mnie do przyjrzenia się moim poglądom, reakcjom i zachowaniom. Zacząłem próbować zrozumieć, dlaczego na pewne rzeczy patrzę w taki, a na inne sprawy w inny sposób. Po lekturze „Przebudzenia” zacząłem zadawać sobie pytania, których do tej pory sobie nie zadawałem – o życie, o codzienność, o realizację siebie.
Życie jest bankietem. Tragedią tego świata jest, że większość umiera na nim z głodu.
Co ważne, „Przebudzenie” to nie jest poradnik, taki z tych, których pełno na marketowych wyprzedażach, a które obiecują Ci sukces i pełnię szczęścia w pięć minut. To nie jest książka-wydmuszka, o której zapomnisz chwilę po jej przeczytaniu. To także nie jest przewodnik religijny, bo choć Anthony de Mello był jezuitą, to od wielu jego twierdzeń Kościół się odciął i uznał za niezgodne z doktryną. De Mello zaczerpnął z wielu nurtów psychologicznych i filozoficznych, ale przede wszystkim opisał to, czego sam doświadczył.
By lepiej przedstawić treści zawarte w „Przebudzeniu”, poniżej dołączam obszerną listę cytatów:
Podsumowanie: Czy to holik?
Prawie. „Przebudzenie” to książka z kategorii tych, które mają moc zmieniania życia. Po jej lekturze zostałem z dziesiątkiem pytań i przemyśleń, które żyją we mnie, choć przeczytałem tę książkę prawie miesiąc temu. Mimo że wiele twierdzeń de Mello mocno mnie poruszyło, to jednak część z tego, co pisze, niezupełnie do mnie trafiło. W książce napotkałem również sporo powtórzeń, które być może zastosowano po to, by dany pogląd mógł lepiej wybrzmieć. Jednak za te powtórzenia, które według mnie wywoływały delikatny chaos w książce, odejmuję pół oceny. Nie zmienia to jednak faktu, że „Przebudzenie” to książka, którą warto przeczytać. Ja z pewnością do niej wrócę. Myślę, że nawet więcej niż raz.
Ocena czytoholika: 4,5 / 5
Na koniec jeszcze jeden cytat:
Ktoś powiedział, że istnieją jedynie dwie rzeczy na świecie: Bóg i strach. Miłość i strach są właśnie tymi dwiema rzeczami. Jest tylko jedno zło na świecie – strach, jest tylko jedno dobro na świecie – miłość. I nie ma na świecie takiego zła, które nie pochodziłoby ze strachu. Nie ma.
P.S.
To moja pierwsza notka od miesiąca. W tym czasie zmagałem się chyba z największym kryzysem w blogowaniu, ale szczęśliwie to już za mną. Co ważniejsze, kryzys w pisaniu nie był jednoznaczny z kryzysem w czytaniu. Dlatego spodziewajcie się niedługo kolejnych recenzji 😉