Dopiero co Nowy Rok zawitał, a już minęły dwa miesiące. Jaki był to czas dla Was? Dla mnie całkiem niezły, a już pod książkowym względem bardzo dobry 🙂

W ciągu dwóch pierwszych miesięcy roku przeczytałem 10 książek. Całkiem optymalna to dla mnie liczba. Część tych książek była u mnie już od dawna w planach, a kilka przeczytałem spontanicznie, bez zbytniego przyglądania się, czy na pewno mi się spodobają.

Styczeń

W styczniu w ręce wpadło mi 6 książek, dzięki którym całkiem miło rozpocząłem Nowy Rok. Były to:

  1. Somebody to love. Życie, śmierć i spuścizna Freddiego Mercury’ego” Marka Langthorne’a i Matta Richardsa – tu spotkało mnie największe rozczarowanie, bo książka nie skupia się na samym Freddiem, a raczej bardziej na problemie wirusa HIV. A nie o tym chciałem czytać.
  2. Niewidzialna korona” Elżbiety Cherezińskiej – po rozczarowaniu przyszła kolej na najlepszą książkę tej edycji dwururki. „Niewidzialna korona” to druga część cyklu „Odrodzone Królestwo” i jest nawet lepsza od pierwszego tomu. Niech żyje Łokietek!
  3. Michnikowszczyzna” Rafała Ziemkiewicza – publicystyczne spojrzenie autora na czas przemian na początku lat 90-tych ubiegłego wieku w Polsce. Książka potrzebna do zrozumienia, dlaczego tak wiele poszło w Polsce nie tak po upadku komuny.
  4. Więzień nieba” Carlosa Ruiza Zafona – trzecia część cyklu „Cmentarz Zapomnianych Książek”. Niestety słabsza od poprzedniczek, choć konieczna dla wyjaśnienia wielu zagadek z poprzednich tomów.
  5. Kocia kołyska” Kurta Vonneguta – tu przeżyłem spore rozczarowanie, bo po przeczytaniu „Rzeźni numer pięć” tego autora spodziewałem się znacznie lepszej powieści. Obawiam się, że jednak z Vonnegutem nie będziemy nadawać na podobnych falach.
  6. Cylinder van Troffa” Janusza Zajdla – powieść, która miała odczarować dla mnie gatunek sci-fi 🙂 Nie odczarowała, ale zrobiła na mnie całkiem pozytywne wrażenie. Mimo tego, do science-fiction raczej nie wracam w najbliższym czasie.

Znając mój delikatny kłopot z czytaniem polskich autorów, styczeń był pod tym względem wyjątkowy, bo połowa przeczytanych książek pochodziła od rodzimych pisarzy. Do końca roku takiej statystyki nie utrzymam, ale jeśli uda się osiągnąć 1:3 w pojedynku Polska vs. reszta świata, to będę zadowolony 😉

Podsumowując styczeń: jedna genialna książka, dwa rozczarowania i trzy średniaczki. Jak dla mnie może być 🙂

Luty

Najlepszą wymówką dla tego, że w lutym przeczytałem „tylko” 4 książki byłoby to, że jest to najkrótszy miesiąc w roku. Ale akurat teraz wyjątkowo był krótszy jedynie o dwa dni, więc wytłumaczenie to żadne 😉 Mimo tego cieszę się, że utrzymałem tempo jednej książki na tydzień. A jakie były to pozycje? Właśnie te:

  1. Żniwa zła” Roberta Galbraitha – trzeci tom o prywatnym detektywie Cormoranie Strike’u i jego współpracowniczce Robin Ellacott. Lepsza od drugiej części. Rowling jednak umie w kryminały 😉
  2. Długi marsz w połowie meczu” Bena Fountaina – rozczarowanie. Spodziewałem się po tej książce znacznie więcej. Do najlepszych książek antywojennych jest jej jednak daleko. Największym atutem jest świetne tłumaczenie.
  3. „O krok za daleko” Harlana Cobena – kolejna powieść-ksero tego autora, ale niestety słabsza od innych. Mało ciekawy główny bohater i momentami wiało nudą.
  4. „Szamo” Krzysztofa Stanowskiego – nietypowa biografia Grzegorza Szamotulskiego, bramkarza m.in. Legii Warszawa. A tak naprawdę to pełna zabawnych anegdotek opowieść o polskim (i nie tylko) futbolu. Bardzo dobra.

Z czterech przeczytanych książek dwie w zupełności spełniły moje oczekiwania, a dwie przyniosły mniej lub bardziej spore rozczarowanie. Bilans 2:2 jest całkiem niezły 🙂

Nowości widmo w biblioteczce

Tu miała pojawić się mała kupka nowych powieści, składająca się dokładnie z 4 pozycji. Ale zamiast tego jest pusta półka 😉 Raczej rzadko w ostatnim czasie kupowałem papierowe egzemplarze, ale z powodu tego, że popularne Legimi włączyło do swojej oferty książki papierowe, to uczciłem to zakupem na ich stronie 4 pozycji.

Niestety, już proces zamówienia zwiastował problemy. Na szczęście, po interwencji działu supportu udało mi się dzień później ponowić zakup. I z radością wyczekiwałem na paczuchę. Niestety tydzień po zamówieniu i nieotrzymaniu żadnej informacji o nadaniu przesyłki bądź jakiejkolwiek innej wiadomości, zwróciłem się z pytaniem do Legimi, co się dzieje z moim zamówieniem. Ku mojemu zdziwieniu otrzymałem odpowiedź, że „dystrybutor nie posiada jednej z zamówionych książek, mimo, że jest ona dostępna w sprzedaży”. Po kolejnych 24 godzinach napisałem kolejną wiadomość, czy już coś wiadomo. A wtedy dowiedziałem się, że zamówienie zostanie anulowane po kontakcie z działu supportu, a następnie zostanę poproszony o złożenie ponownego zamówienia (już prawdopodobnie bez książki, której ów tajemniczy dystrybutor nie posiada, mimo iż oferuję ją w sprzedaży). Odmówiłem i poprosiłem o pilny zwrot wpłaconych pieniędzy.

Podsumowując moją nieudaną przygodę z papierem z Legimi: zamówiłem książki na ich stronie, po tygodniu bez żadnej informacji musiałem dobijać się z prośbą o info, co się dzieje. A ostatecznie zawinił jakiś tajemniczy dystrybutor, którego istnienie w ogóle nie powinno mnie interesować. Przecież zamawiałem na stronie Legimi i z mojego punktu widzenia, to właśnie Legimi powinno czuwać nad właściwym przebiegiem zamówienia. Zamiast tego zamroziłem sobie pieniądze na prawie 10 dni, a od Legimi nie otrzymałem żadnych przeprosin, tudzież zwykłego przyznania się: sorry, zawaliliśmy. Brak kontaktu ze strony Legimi przez cały czas realizacji zamówienia jest dla mnie niezrozumiały. W czasach, gdy o każdym zamówieniu w innych księgarniach lub sklepach internetowych jest się na bieżąco informowanym co najmniej 2-3 mailami o przyjęciu zamówienia, spakowaniu i wysyłce, ta sytuacja jest dla mnie co najmniej dziwna. Nic, nie polecam. Koniec dramy 😉

Co dalej w kolejnych miesiącach?

Marzec i kwiecień mam częściowo zaplanowany, jeśli o chodzi o czytelnicze plany, ale zostawiam sobie również małą furtkę na ciekawe niespodzianki. Na pewno dokończę czytać „Enigmę. Bliżej prawdy” Marka Grajka o złamaniu tajemnic maszyny szyfrującej, bo zacząłem czytać tę pasjonującą historię już w lutym, ale tempo mam dość spokojne 😉 W planach również pierwsze spotkanie z Houellebecqiem oraz sprawdzenie, jak wypadł pierwowzór serialowego hitu – „Wielkie kłamstewska”. Czas już także na finał trylogii Larssona, czyli „Zamek z piasku, który runął”. Co jeszcze? Cóż – czas pokaże 🙂

A jakie były dla Was pierwsze dwa miesiące 2020 roku? I jakie macie plany czytelnicze na najbliższe tygodnie? Jestem niezmiernie ciekaw, bo wiele Waszych poleceń zapewnia mi wizyty w książkowym siódmym niebie 🙂