Długi marsz w połowie meczu - Ben Fountain
Tytuł: Długi marsz w połowie meczu
Kolekcja:
Ocena:
Wydawnictwo:
Liczba stron: 360
Data wydania: 2012

„Długi marsz w połowie meczu” Bena Fountaina to książka, o której istnieniu dowiedziałem się dzięki Pawłowi z bloga Melancholia Codzienności. Jego recenzja zainteresowała mnie tak bardzo, że dodałem tę książkę do listy do przeczytania i wiedziałem, że muszę po nią sięgnąć. Zajęło mi to prawie dwa lata, ale w końcu się udało 🙂

Bohater potrzebny od zaraz

Ośmiu członków drużyny Bravo wchodzącej w skład sił wojskowych Stanów Zjednoczonych w Iraku zostaje ogłoszonych bohaterami narodowymi. Dzięki swemu męstwu i wojskowemu przeszkoleniu pokonali przeciwnika w trakcie szaleńczej wymiany ognia, której fragmenty transmitowano w każdym telewizorze w USA. Teraz bohaterowie dostali przepustki i zostali zaproszeni na objazdową trasę po całym kraju. W ten sposób mają podbudowywać morale narodu i jego poparcie dla prowadzonej wojny w Iraku. Wszędzie witani są jak bohaterowie. Cóż z tego, skoro to, co najczęściej zaprząta ich umysły to fakt, że było ich dziesięciu, a dwóch braci z drużyny zostało zabitych. Specjalista Billy Lynn jest jednym z tych, którzy przeżyli. To jego rozważania są na pierwszym miejscu w powieści. A jako finał ogólnokrajowego tournée przychodzi chłopcom z Bravo odbyć wizytę na legendarnym stadionie Dallas Cowboys w trakcie Święta Dziękczynienia. Prawdziwa kulminacja turbopatriotyzmu i amerykańskości przepełniona słodko-gorzkimi obserwacjami.

Tu, w kraju, wszyscy są tacy pewni siebie, gdy mowa o wojnie. Operują pewnikami, imperatywami, kwantyfikatorami uniwersalnymi, poglądami, które w kontekście wydają się całkiem rozsądne. Wojnę tutaj od wojny tam dzieli coś jakby przepaść i na ile Billy jest w stanie to ocenić, cała sztuczka polega na tym, żeby się nie potknąć przy skakaniu z jednej strony na drugą.

Naprawdę długi marsz

Tytułowy długi marsz odbywa się w trakcie meczu futbolowego na wspomnianym stadionie Dallas Cowboys. Drużyna Bravo ma być jedną z kilku atrakcji, które w przerwie meczu uświetnią widowisko. Poza wystąpieniem „prawdziwych bohaterów” na scenie pojawić się mają także członkinie zespołu Destiny’s Child. Jednak zanim żołnierze wyjdą na środek stadionu, to wcześniej czeka ich szereg spotkań: z bogatymi przedsiębiorcami z Teksasu, lokalnymi znakomitościami, członkami zespołu Cowboys. Ich marsz w połowie meczu faktycznie rozpoczyna się już przed meczem od dziesiątek rozmów, poklepywań po plecach, niekończących się tych samych pytań. Całość zlewa się w męczarnię, która nijak ma się do tego, czego doświadczyli chłopcy z Bravo w Iraku.

Długi marsz w połowie meczu - Ben Fountain - czytoholik

Z jednej strony widowisko, szczyt konsumpcjonizmu, a z drugiej dramat bezsensownej wojny. Utracone marzenia, zniszczona młodość, zdeformowana psychika w wyniku tego, co widzieli i w czym uczestniczyli. A dookoła szalony spektakl, tysiące ludzi powtarzających do bólu zgrane frazesy. Dysproporcja pomiędzy tym, co wygadywali wiodący spokojne, codzienne życie Amerykanie, a tym, czego doświadczali żołnierze, była ogromna. Jednym z ciekawych motywów był też temat robienia filmu o chłopcach z Bravo. Na fali ich potężnej, lecz krótkotrwałej sławy mamieni są obietnicami, których możliwość spełnienia oddala się z każdą minutą. Tak samo odsuwają się ich marzenia o radosnym, młodzieńczym życiu, bo mimo dopiero kilku miesięcy spędzonych na misji, już zauważają ich skutki.

Drogi tłumaczu – świetna robota!

Chylę czoła przed tłumaczem, bo to jak bardzo odpowiednie dawał rzeczy słowo sprawiało, że raz po raz byłem pod wrażeniem.  A zadanie miał niełatwe. Język w książce momentami jest wulgarny, przepełniony miejscowym slangiem, paplaniną, którą z pewnością niełatwo było przełożyć tak, by była zrozumiała dla polskiego czytelnika. Ale tu zrobiono to świetnie. Wracając do języka – jest on jednym z największych atutów powieści. Ukazuje szereg dysproporcji, zestawiając ze sobą brutalność wojny z najbardziej wartościowymi uczuciami, jakich można w życiu doświadczyć, a które rodzą się w Billym w trakcie jego krótkiego pobytu w kraju. Świetnie również oddaje grę pozorów, jaką stała się wizyta amerykańskich bohaterów na pikniku futbolowym na stadionie Cowboys. Bo oficjalnie chłopcy z Bravo odnosili się do wszystkich wokół z należnym szacunkiem, upewniając ich, że są najlepszymi synami narodu. Ale w ich myślach krążyły dziesiątki obelg, które wyrażały pogardę, jaką mieli wobec bogatych gogusiów, którzy o wojnie nie mieli pojęcia.

Do momentu, kiedy zaczęła się strzelanina, przede wszystkim bał się, że coś zjebie. Pod tym względem życie w wojsku to syf. Jak coś zjebiesz, to na ciebie wrzeszczą, zjebiesz coś jeszcze, będą wrzeszczeć więcej, ale nad tymi wszystkimi małymi, drobnymi, durnymi, zasadniczo gwarantowanymi jebaninami góruje nieodstępna perspektywa zjebania tak, że całe życie się spierdoli, zjebania tak dogłębnego i totalnego, że zgaśnie wszelka nadzieja na odkupienie win.

A jednak…

Niestety pomimo poruszania ważnego tematu i wielu zalet, „Długi marsz w połowie meczu” ostatecznie mnie trochę rozczarował. Książka ma jedynie 360 stron, a momentami dłużyła mi się, jakby miała ich siedemset. Zdecydowanie za bardzo przegadana. Uwypukla wiele absurdów wojny i popierających ją społeczeństw. Ale po prostu zbyt wiele razy podkreślane są te same akcenty. Billy wielokrotnie słucha tych samych peanów na swoją cześć i tych samych argumentów za kontynuacją konfliktu zbrojnego w Iraku. Rozumiem, że te powtórzenia były w pełni zamierzone, ale gdy praktycznie ta sama scenka rozgrywała się piąty raz, to ogarniało mnie znużenie. Powieść Fountaina to już trzecia książka o antywojennym wydźwięku, jaką czytałem w ostatnich miesiącach. Jednak bardzo daleko jej do wybitnych dzieł, jakimi są: „Na zachodzie bez zmian” oraz „Rzeźnia numer pięć„.

Podsumowanie: Czy to holik?

Nie. „Długi marsz w połowie meczu” to mocna i wartościowa książka o antywojennym przesłaniu. Ukazuje ona ogromny rozdźwięk pomiędzy tym, jak wojnę postrzegają postronni ludzie, a jak ją widzą uczestniczący w niej żołnierze. Dla osób zainteresowanych literaturą antywojenną powieść Bena Fountaina powinna znaleźć się na liście tych, które koniecznie muszą przeczytać. Jednak mimo tych zalet (a zwłaszcza genialnej pracy tłumacza) zapamiętam „Długi marsz w połowie meczu” z tego, że był… długi. Choć książka nie jest objętościowo spora, to jednak mocno mi się dłużyła ze względu na częste powtórzenia tych samych scenek. Nie żałuję poświęconego jej czasu, ale też nie planuję już więcej do niej wracać.

Najbardziej dobija ta pieprzona przypadkowość, to, że różnica między życiem a śmiercią czy potwornym kalectwem sprowadza się czasem tylko do tego, że ktoś, idąc po żarcie, schylił się, by zawiązać sznurówkę, albo wybrał trzeci kibel w rzędzie, a nie czwarty, obrócił głowę w lewo, a nie w prawo. Przypadek. To strasznie ryje łeb.

Ocena czytoholika: 3,5 / 5

Masz inne zdanie na temat tej książki? Podziel się nim w komentarzu 🙂

czytoholik

Człowiek wielu zainteresowań, pełen zapału i optymizmu. Prywatnie pasjonat nowych technologii, historii II Wojny Światowej oraz zapalony czytelnik kochający książki. Po godzinach zacięty gracz w squasha i futsal.