Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy
Tag:
Tytuł: Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy
Kolekcja:
Ocena:
Wydawnictwo:
Liczba stron: 232
Data wydania: 1985
Inne książki tej autorki:
Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości - Swietłana Aleksijewicz
Swietłana Aleksijewicz - Cynkowi chłopcy
Wojna nie ma w sobie nic z kobiety - Swietłana Aleksijewicz

Po lekturze trzech książek Swietłany Aleksijewicz byłem świadomy tego, czego mogę się spodziewać sięgając po kolejny jej reportaż. I o ile „Czarnobylska modlitwa„, czy „Cynkowi chłopcy” mocno mnie ujęły, to już „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” wzbudziła we mnie mieszane odczucia. Podobnie było podczas czytania kolejnej książki tej autorki – „Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy”.

Ostatni świadkowie, czyli wojna oczami dziecka

Swietłana Aleksijewicz w swoich reportażach oddaje głos bohaterom tragicznych wydarzeń. Własną rolę ogranicza do minimum, pozwalając sobie na komentarz czy własne zdanie właściwie jedynie we wstępie i epilogu. Ma to swój specyficzny wyraz i moc, bo z wypowiedzi uczestników wojen lub innych dramatów wyziera realny ból i cierpienie. Tak właśnie jest podczas lektury „Ostatnich świadków”. Bohaterami reportażu białoruskiej noblistki są bowiem kobiety i mężczyźni, którzy w trakcie agresji Niemiec na Związek Sowiecki byli małymi dziećmi. Ich przeżycia i wspomnienia nieraz mrożą serce i wywołują przejmujący smutek. Ukazują bezsens wojny i jej przerażającą skalę.

Czytając kolejne fragmenty wspomnień trudno było mi pozbyć się refleksji, jak wielkim złem jest wojna. Jak wiele życiorysów przerywa, łamie bądź niszczy. Jeszcze dobitniej przemawia to do wyobraźni, gdy wydarzenia te dotyczą tych najbardziej niewinnych – dzieci.

Pierwszym zabitym, którego zobaczyłam, był mały chłopiec. Leżał i patrzył w górę, a ja go próbowałam obudzić… Budziłam… Nie mogłam zrozumieć, że nie żyje. Miałam kostkę cukru, dawałam mu ten cukier, żeby tylko wstał. Ale nie wstawał…

Ostatni świadkowie - Swietłana Aleksijewicz - czytoholik

Komentarz, którego zabrakło

Niestety, kolejny raz, analogicznie jak w przypadku innej książki Aleksijewicz – „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”, zabrakło komentarza autorki co do daty początku wojny. Osoby opowiadające pisarce swoje przeżycia datują wojnę na czerwiec 1941 roku, zupełnie zapominając o tym, jak żołnierze radzieccy napadli na Polskę 17 września 1939 roku. Jak z rozkazu Stalina wymordowali tysiące polskich oficerów w lesie katyńskim. Jak grabili, gwałcili, mordowali i podpalali polskie wsie na Kresach. Nie wspominając już nawet o tym, co robili podczas „wyzwalania” Polski. Rozmówcy Aleksijewicz opowiadali, jak wielkim zaskoczeniem był dla nich wybuch wojny i natarcie wojsk niemieckich w ’41 roku, zupełnie zapominając, że do tego momentu Związek Sowiecki był agresorem i szedł pod rękę z Hitlerem. Dlatego trudno było mi w pełni współczuć ich historiom i wspomnieniom.

Wiem, że powinienem spojrzeć na treść „Ostatnich świadków” szerzej i bardziej uniwersalnie. Niemniej uważam, że Aleksijewicz chcąc napisać książkę o tragedii dzieci, które doświadczyły dramatu wojny, powinna zdecydowanie skierować kroki w inne miejsce na świecie niż Związek Radziecki. Bo trudno nie odnotować, że cierpienia, jakie zadawali im Niemcy, przez dwa poprzednie lata Polakom zadawali rosyjscy pobratymcy bohaterów opowieści Aleksijewicz. Być może wśród agresorów napadających na nasz kraj byli bracia, ojcowie lub dziadkowie tych dzieci, które w 1941 roku doświadczyły cierpienia ze strony wojsk niemieckich. Rozumiem, że to nie te dzieci były winne temu, co z rozkazu Stalina działo się w Polsce wschodniej od września 1939 r. Niestety nie umniejszało to moich trudności w odnalezieniu w sobie głębokiego współczucia dla niektórych wspomnień i historii opowiedzianych pisarce. Czułem się podobnie czytając o cierpieniach mieszkańców zbombardowanego Drezna, którym też niełatwo było mi współczuć. Bo gdyby Niemcy i Rosja w ścisłej zmowie nie rozpoczęły II Wojny Światowej, to wszystkich tych dramatów można byłoby uniknąć.

Widziałem rzeczy, których nie powinienem był oglądać. Żaden człowiek nie powinien ich oglądać. A ja byłem małym dzieckiem…

Dlatego też z czterech książek Swietłany Aleksijewicz najwyżej cenię „Czarnobylską modlitwę„, bo tam autorka wyraźniej zaakcentowała swoje stanowisko, a przy tym uniknęła historycznych kontrowersji, by nie napisać: przemilczeń. „Ostatni świadkowie” to reportaż, w którym niestety pisarka nie ustrzegła się tego błędu czy też bardziej zaniechania.

Podsumowanie: Czy to holik?

Przesuń w lewo, by sprawdzić 🙂

Nie. „Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy” to momentami przejmujący i wstrząsający reportaż, w którym Swietłana Aleksijewicz zebrała dramatyczne wspomnienia ludzi, którzy w trakcie II Wojny Światowej byli dziećmi mieszkającymi na terenie ZSRS. Opis niektórych wspomnień mocno chwyta za serce.

Niestety zabrakło komentarza autorki co do właściwego czasu rozpoczęcia wojny, którą bohaterowie książki datują dopiero na czerwiec 1941 r., a także – a właściwie przede wszystkim – jakiejkolwiek wzmianki o roli Związku Sowieckiego w pierwszej fazie II WŚ. Bo trudno nie zwrócić uwagi na to, że podobne cierpienia, jakich doświadczyli rozmówcy Aleksijewicz, były we wcześniejszym okresie udziałem tysięcy polskich rodzin, których miejsca zamieszkania najechali Sowieci w 1939 roku. Z tego też powodu trudno było mi spojrzeć na treść „Ostatnich świadków” bardziej uniwersalnie.

Ocena czytoholika: 3,5 / 5

Masz inne zdanie na temat tej książki? Podziel się nim w komentarzu.

czytoholik

Człowiek wielu zainteresowań, pełen zapału i optymizmu. Prywatnie pasjonat nowych technologii, historii II Wojny Światowej oraz zapalony czytelnik kochający książki. Po godzinach zacięty gracz w squasha i futsal.