Wyspa Camino
Tytuł: Wyspa Camino
Kolekcja:
Ocena:
Wydawnictwo:
Data wydania: 2017

John Grisham był przez długie lata moim ulubionym pisarzem. Niestety w ostatnich czasie zrobił bardzo wiele, by skutecznie zniechęcić mnie do czytania kolejnych jego powieści. Kiedyś z zapartym tchem czekałem na kolejnej jego książki, dziś sięgam po nie raczej z przyzwyczajenia. I nadziei, że może jednak tym razem Grisham wróci na właściwe tory. Czy „Wyspa Camino” to powieść, która odbudowała moją wiarę w Johna Grishama? Cóż, nie.

Zuchwała kradzież i wyspa zagadek

Mercer Mann  jest młodą pisarką, która ma na koncie jedną bardzo dobrą powieść, która odbiła się szerokim echem wśród fanów literatury. Niestety wydała ją kilka lat temu. A od tego czasu trwa u niej permanentny kryzys twórczy, który być może przyjęłaby ze spokojem, gdyby nie to, że tonie w długach. Na dodatek właśnie została zwolniona z pracy. Z sytuacji, która wydaje się niemal beznadziejna wyrywa ją tajemnicza kobieta, która ma dla niej bardzo nietypowe zadanie. Otóż kobieta ta chce, by Mercer udała się na wyspę Camino, gdzie mieszkała babcia pisarki i gdzie Mercer co roku spędzała wakacje. Jednak wyjazd nie jest celem samym w sobie. Bo Mercer ma na miejscu zaprzyjaźnić się z bogatym księgarzem, który prowadzi swój sklep z książkami na owej wyspie, a który znany jest również z zamiłowania do kolekcjonowania rzadki książek – prawdziwych białych kruków.

Wyjazd Mercer na wyspę Camino ma związek z zuchwałą kradzieżą jakiej dokonanej kilka tygodni wcześniej. Otóż z biblioteki Uniwersytetu Princeton w brawurowy sposób wykradziono pilnie strzeżone manuskrypty autorstwa samego Francisa Scotta Fitzgeralda. Pewne tropy rzucają cień podejrzeń na księgarza z Camino – Bruce’a Cable’a. Ale czy to możliwe, by szanowany i powszechnie lubiany sprzedawca książek mógł mieć cokolwiek wspólnego z tą niewiarygodną kradzieżą? Mimo początkowej niechęci do wykonania zadania, długi zmuszają Mercer do podjęcia decyzji o wyjeździe na wyspę. Tam wsiąknie w świat zagadek i pytań, na które trudno będzie jej znaleźć odpowiedź.

Miłe złego początki

Początek książki wzbudził we mnie spore zainteresowanie. Kradzież dzieł Fitzgeralda była świetnym pomysłem na początek książki i nie lada gratką dla miłośników książek. Szybko pomyślałem, że być może oto wrócił prawdziwy Grisham. Mój zachwyt trwał jednak jedynie kilka chwil. Bo sceny napadu na bibliotekę uniwersytecką i następującego po nim pościgu były potraktowane bardzo po macoszemu. Po przeczytaniu wielu książek, których misternie tkana fabuła przepełniona była przemyślanymi szczegółami, „Wyspa Camino” nieco razi delikatnym prześlizgnięciem się po temacie kradzieży drogocennych manuskryptów.

wyspa camino - john grisham - czytoholik

Wydawałoby się, że ta książka to typowy wręcz mistrzowski thriller spod ręki Grishama. Mamy młodą, uczciwą pisarkę, która tonie w długach. Na przeciwległym biegunie jest przebiegły, ale i powszechnie lubiany kolekcjoner niezwykle rzadkich książek, który by zdobyć wyjątkowy okaz jest w stanie zrobić naprawdę wiele. W tle napad rabunkowy na rękopisy Francisa Scotta Fitzgeralda będące w Stanach niemal bezcenne. Czego mogło zabraknąć książce o tak ciekawych wątkach i bohaterach, którzy są niemal skserowani z poprzednich książek Grishama? Cóż, akcji. Bowiem fabuła skonstruowana jest dość leniwie, wątki dotyczące śledztwa napisane są bardzo pobieżnie, a główna bohaterka jest nieco zbyt naiwna, by być prawdziwą. Całość sprawia wrażenie powieści lekkiej i przyjemnej, którą można przeczytać do popołudniowej kawy. Niestety wobec oczekiwań jakie mam do twórczości Johna Grishama obraz takiej powieści nie pasuje. Bo zamiast określenia „lekka i przyjemna” bardziej mam ochotę napisać: nijaka.

Ale to może właśnie moje oczekiwania są problemem, a nie książki samego mistrza prawniczych thrillerów. Myślę tak coraz częściej. Bo może są całe rzesze czytelników, które właśnie takie grishamowe lekkie powiastki chcą czytać, by przy nich porzucić stres i codzienne napięcie. Sęk w tym, że powieści takie jak „Czas zabijania”, „Firma”, czy „Zaklinacz deszczu” to powieści, które zapadły mi w pamięć na lata. Natomiast o „Wyspie Camino” zapomnę już za kilka tygodni. Być może dla własnego zdrowia zaprzestanę czytania kolejnych powieści tego autora 😉

Podsumowanie: Czy to holik?

Nie. „Wyspa Camino” to powieść, która nie porywa i  nie wymaga wielkiego skupienia. To raczej pozycja dla fanów książek lekkich i przyjemnych, których treść szybko odejdzie w niepamięć. Zabrakło bardziej rozbudowanej fabuły, napięcia i bohaterów o nieco bardziej skomplikowanej osobowości. Po lekturze „Wyspy Camino” i kolejnym rozczarowaniu najnowszymi powieściami mistrza thrillerów prawniczych zastanawiam się, czy to może jednak nie Grisham się zmienił, a ja? Być może moje oczekiwania względem jego powieści są dziś znacznie odmienne od tych sprzed kilku/kilkunastu lat? Ciekawe czy gdybym dziś przeczytał, ot choćby „Raport pelikana” czy „Komorę”, to czy dałbym się porwać tak jak kiedyś? Nie wiem.

A może to jednak Grisham się zmienił? Co myślicie? 😉

Ocena czytoholika: 3 / 5

Masz inne zdanie na temat tej książki? Podziel się nim w komentarzu 🙂

czytoholik

Człowiek wielu zainteresowań, pełen zapału i optymizmu. Prywatnie pasjonat nowych technologii, historii II Wojny Światowej oraz zapalony czytelnik kochający książki. Po godzinach zacięty gracz w squasha i futsal.