Rodzina Borgiów - Mario Puzo
Tytuł: Rodzina Borgiów
Autor:
Kolekcja:
Ocena:
Wydawnictwo:
Liczba stron: 448
Data wydania: 2001

Od czasu, gdy kilkanaście lat temu po raz pierwszy przeczytałem „Ojca chrzestnego” Mario Puzo byłem przekonany, że pisarz ten jest autorem nietuzinkowym. Przeczytany dwa lata temu „Sycylijczyk” upewnił mnie w tym przekonaniu, ale po sięgnięciu po „Omertę” odrobinę zwątpiłem w geniusz Puzo. I oto teraz w ręce wpadła mi „Rodzina Borgiów”, druga pod względem popularności powieść tego amerykańskiego pisarza. Czy książka ta odbudowała moje przekonanie o wyjątkowości Mario Puzo? Niestety nie.

Rodzina jest najważniejsza. No, albo władza

Kardynał Rodrigo Borgia zostaje wybrany papieżem i przyjmuje imię Aleksandra VI. Wybór kardynałów zgromadzonych na konklawe budzi pewne wątpliwości i sprzeciwy, ale ostatecznie Aleksander zasiada na tronie Piotrowym, by władać Kościołem Katolickim. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że Rodrigo ma dość nietypowe spojrzenie na wiarę i swoją rolę jako papieża. Bo zbawianie dusz ludzkich bynajmniej nie jest jego głównym celem. Jego największą ambicją jest posiadanie jak najbardziej rozległej władzy i by ją posiąść, jest gotów zrobić naprawdę wiele.

W realizacji celów Borgii posłużą mu… jego dzieci. Bo oto papież Aleksander wiedzie dość rozwiązłe życie i często szuka pociechy w ramionach kobiet. Ze związków tych zrodziła się czwórka jego oficjalnych dzieci, o których istnieniu wiedział cały dwór i otoczenie papieża. Gdy nieco podrosną, dzieci – trójka chłopców i jedna dziewczyna – posłużą Borgii do umacniania sojuszów i zdobywania nowych poddanych. Bo Rodrigo Borgia to wytrawny strateg i gracz polityczny, niemal na miarę Petyra Baelisha, którego uważałem za najlepszego gracza z popularnego serialu „Gra o tron” 😉 Szybko okazuje się jednak, że stare powiedzenie głoszące o tym, że niedaleko pada jabłko od jabłoni, jest szalenie adekwatne przy charakteryzowaniu dzieci Rodriga. Bo każdy z jego potomków ma własne ambicje, żądze i plany, których realizacji przeszkodzić może jedynie sam Aleksander. Tak zaczyna się walka.

Mnóstwo wydarzeń, mało akcji

Delikatny paradoks, prawda? Ale tak właśnie jest w tej powieści – całe mnóstwo wydarzeń, ale akcji i napięcia tyle co mięsa w parówkach. Do tego dochodzą sztywne, mało rzeczywiste dialogi i słabo rozbudowane opisy. Każde kolejne szokujące wydarzenie opisywane jest na chybcika, po łebkach. Czytałem ją kilka tygodni, bo za nic w świecie nie potrafiłem się wkręcić w opis losów rodziny Borgiów. Było kilka momentów, w których chciałem rzucić tę lekturę w kąt i nigdy do niej nie wracać. Ostatecznie przełamałem się i w drugiej połowie nawet odrobinę zainteresowały mnie dalsze poczynania członków tej demonicznej rodziny. Ale nie wystarcza to na dobrą ocenę.

Nie wyczuwałem właściwie żadnego napięcia w trakcie lektury. Ot, był sobie jakiś bohater, zdradził, zabił, zjadł kanapkę i poszedł spać. Rano wyjechał podbijać kolejnej miasta i znów zabijać. W międzyczasie dopuścił się kazirodztwa, bratobójstwa i kolejnej zdrady i potem znów zjadł kanapkę. Żadnych emocji. Surowe opisy. Oczywiście z kanapką przesadzam – jedli nieco bardziej wykwintnie. Ale jakoś nie umiem uwierzyć w to, co napisane jest w posłowiu przez życiową partnerkę Mario Puzo – że pracował nad tą książką dwadzieścia lat i często wracał do jej bohaterów, dopracowywał szczegóły ich losów i rozbudowywał ich charakterystykę. Bo tego po prostu nie ma w tej książce. Bardziej wygląda mi na to, że Puzo zostawił szkice, które ktoś nieumiejętnie dokończył i połączył. Przypomina mi się trochę sytuacja z „Omertą” – ta powieść również została wydana po śmierci Puzo i także sprawia wrażenie niedopracowanej.

Mario Puzo - Rodzina Borgiów - czytoholik

Wracając do samej książki – ciężko wskazać kto jest głównym bohaterem, bo wydarzenia raz po raz przenoszą się od papieża Aleksandra, poprzez Cezara Borgię do Lukrecji lub Jofrego. Ok, można by powiedzieć, że głównym bohaterem jest cała rodzina Borgiów, ale żadna z postaci nie wybija się mocno na pierwszy plan. W dodatku wydarzenia opisane w książce rozgrywają się na przestrzeni kilkunastu lat, co dodatkowo utrudniało rozbudowanie poszczególnych wątków. A przecież było ich co nie miara. Poczynając od pełnego intryg konklawe, którego zasady działania tak świetnie opisał Robert Harris w swojej powieści, przez kolejne zdrady, wojny i zabójstwa. Ale żaden z tych wątków nie jest rozwinięty, a jedynie wspomniany i opisany niemal jak w kronice. Szkoda.

Podsumowanie: Czy to holik?

Nie. „Rodzina Borgiów” to książka, która mocno mnie rozczarowała. Daleko tej powieści do „Ojca chrzestnego”, czy „Sycylijczyka„. Ba, jestem w stanie powiedzieć, że nawet „Omerta„, podczas czytania której mocno się wynudziłem, jednak mocniej mnie zainteresowała niż historia rodziny Borgiów. Bo opowieść o żądnym władzy papieżu i czwórce jego dzieci, choć momentami szokująca, jest przy tym mało porywająca. Akcja jest sucha, a poszczególne wątki jakby pourywane. Aż trudno mi uwierzyć, że wyszła spod ręki Mario Puzo.

P.S. Michał – zobacz, jak znów pięknie się różnimy 😛

Ocena czytoholika: 3 / 5

Masz inne zdanie na temat tej książki? Podziel się nim w komentarzu 🙂

czytoholik

Człowiek wielu zainteresowań, pełen zapału i optymizmu. Prywatnie pasjonat nowych technologii, historii II Wojny Światowej oraz zapalony czytelnik kochający książki. Po godzinach zacięty gracz w squasha i futsal.