W zeszłym roku w kinach pojawił się film, który wywołał spore zamieszanie. Była to „Chata” na podstawie powieści Williama Paula Younga o tym samym tytule. Wtenczas również książka przeżywała swój renesans, bo jej pierwsze polskie wydanie pochodzi z 2009 roku. „Chatę” czytałem kilka lat temu i wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, dlatego też niemal od razu zdecydowałem, że sięgnę również po kolejną książkę W. Younga. Minęło jednak sporo czasu zanim „Rozdroża”, bo tak właśnie brzmi tytuł drugiej książki tego autora, ostatecznie wpadła mi w ręce.
Tak długi okres oczekiwania tej powieści na przeczytanie wzmagał we mnie wyrzuty sumienia, ale miał też swoje uzasadnienie. Było to bowiem już drugie moje podejście do książki Younga, a pierwsze zakończyło się sporym niepowodzeniem po przeczytaniu kilkudziesięciu stron. Dlatego w głowie pozostawała mi obawa, że „Rozdroża” okażą się być znacznie słabsze od „Chaty”. Rozterki te okazały się być bezpodstawne. Bo po lekko nużącym początku, w czasie którego nie potrafiłem „poczuć” głównego bohatera, nastąpiło znacznie ciekawsze rozwinięcie akcji i wędrówka, która skłaniała mnie do refleksji i wielu przemyśleń.
Bohaterem „Rozdroży” jest Anthony Spencer, ekscentryczny, by nie powiedzieć lekko paranoiczny milioner, który żyje w samotności i odosobnieniu od ludzi. Głównym celem jego życia jest mnożenie pieniędzy bez przykładania większej wagi do relacji międzyludzkich. Niezupełnie nie zależy mu na relacjach – właściwie uwielbia je deptać i niszczyć wszystkich ludzi, którzy znajdują się w jego bliższym otoczeniu. Sukces zawodowy stał w całkowitej rozbieżności z zadowoleniem z życia osobistego. Takiego właśnie Toniego Spencera poznaje czytelnik na wstępie. Jednak sytuacja ma się niebawem diametralnie zmienić. Wskutek niezdiagnozowanego na czas guza mózgu Tony zapada w śpiączkę i doświadcza czegoś na wzór śmierci klinicznej, a jego duch wyrusza w podróż, która ma odmienić jego życie i pozwolić zrozumieć siebie.
Kto czytał lub oglądał „Chatę”, ten wie, że nieco podobny przebieg miała pierwsza książka Williama Younga. Tam również główny bohater zapada w śpiączkę, z tą różnicą, że dzieje się to wskutek wypadku. Dlatego w pierwszym odruchu pomyślałem o „Rozdrożach”, że są bardzo odtwórcze i mogą nie wnieść nic nowego. Gdy doda się do tego kilka faktów z życia głównych bohaterów obu książek, wrażenie o wtórności drugiej powieści jeszcze się wzmaga. Na szczęście podobieństwa te są jedynie tłem do rozważań i przemyśleń autora, które umieszcza on na ścieżce życia „w zawieszeniu”, jakie odbywa Tony w czasie śpiączki. A na drodze tej główny bohater musi zmierzyć się z prawdziwym sobą, swoimi lękami, prawdziwymi troskami i wartościami, które go ukształtowały w dzieciństwie, a których wskutek różnych wydarzeń życiowych się wyparł.
„Rozdroża” podobnie jak i pierwsza książka Younga, to powieść pełna życiowych mądrości i odpowiedzi na pytania, które nieraz stawia sobie wielu z nas. Czy istnieje Bóg? Jeśli tak, to gdzie był w tych najtrudniejszych momentach naszego życia? Jaki jest sens cierpienia? Dlaczego człowiek doświadcza tak wiele bólu i zranień? Co sprawiło, że dany człowiek stał się tak bardzo zgorzkniały? Co doprowadziło go do życiowej nędzy i pustki? To jedynie część pytań, które rodzą się w głównym bohaterze, a i mi towarzyszyły podczas śledzenia jego dalszych losów w książce. Anthony stając oko w oko z samym sobą zostaje poddany najtrudniejszej konfrontacji, w jakiej przyszło mu kiedykolwiek uczestniczyć. Ale powoli przekonuje się, że w jego życiu zawsze obecny jest Ktoś więcej.
Podsumowanie: Czy to holik?
Niezupełnie. „Rozdroża” to pełna mądrości i wielu cennych refleksji książka, którą czytałem długo, choć nie ze względu na jej objętość ani znużenie jej treścią. Wręcz przeciwnie. Niejednokrotnie zmuszała do głębszego zastanowienia i przemyślenia wielu spraw, co wymagało odłożenia jej na chwilę. Za to spory plus dla Williama Younga. Niestety przez większą część książki nie potrafiłem odeprzeć od siebie myśli o tym, że książce tej brakuje świeżości znanej mi z „Chaty”. Tam pomysł autora był oryginalny i niezwykle ciekawy. W „Rozdrożach” już nieco bardziej odtwórczy i odgrzewany. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę tę warto przeczytać, a jeśli nie czytałeś (-aś) „Chaty”, to moje wrażenia o braku świeżości tracą na znaczeniu 😉
Ocena czytoholika: 4 / 5