Prawie dwa lata temu pożyczyłem książkę F. Scotta Fitzgeralda pt. „Czuła jest noc” od rodziców, bo chciałem poznać twórczość tego klasyka literatury amerykańskiej. Po głowie chodziło mi przeczytanie „Wielkiego Gatsby’ego”, ale tej powieści akurat nie miałem pod ręką. Jak wypadła moja czytelnicza przygoda z Fitzgeraldem? Słabo.
Lata 20-te XX wieku
Rosemary, młodziutka aktorka, podziwia bezkres morza na Riwierze Francuskiej. Zachwyca się jednak nie tylko wszechobecnym błękitem. W oko wpada jej także grupa interesujących ludzi, którzy bawiąc się na plaży emitują niezwykłą atmosferę przyciągania. Wśród nich największa charyzma i jasność bije od Dicka Divera, który z miejsca oczarowuje Rosemary swoim sposobem bycia. Dick przebywa tam z żoną i przyjaciółmi, do grona których szybko zaprasza również młodą aktorkę. Początkowo traktuje ją z pobłażaniem, lecz niedługo po tym odkrywa, że również coś do niej czuje. Jednak przecież kocha żonę i swoje poukładane życie. Tymczasem zauroczenie wzrasta na sile, a w związku Dicka i jego żony, Nicole, wychodzą na jaw tajemnice z przeszłości. Coś w Diverze zaczyna pękać, a konsekwencje tego kryzysu będą opłakane.
Droga przez mękę
Początek książki wywołał u mnie spore zagubienie. Jest chaotycznie, nie wiadomo, kto jest głównym bohaterem ani o czym będzie ta powieść. Dialogi są szarpane, jakby pozbawione sensu. Kolejne następujące po sobie wydarzenia nie łączą się w całość. Zastanawiałem się, czy ktoś nie powyrywał pojedynczych stron w moim egzemplarzu tej powieści, bo ciężko było mi się odnaleźć. W drugiej części autor cofa się w przeszłość i wyjaśnia wiele wydarzeń, tłumaczy skąd się wzięły problemy Diverów. W tym momencie robi się na chwilę ciekawie i prawie byłbym gotów wybaczyć ten fatalny początek. Ale potem znów następuje szereg niezrozumiałych wydarzeń i rozmów.
Najpierw pomyślałem, że to nie może być aż tak złe, że musi być coś nie tak z tłumaczeniem. Potem znalazłem wiele negatywnych opinii na LubimyCzytać o tłumaczeniu najnowszego wydania z wydawnictwa Rebis, którego okładka widoczna jest w nagłówku. Ale ja przecież czytałem starsze wydanie wydawnictwa Czytelnik, do którego ostatecznie też znalazłem wiele zarzutów o jakość tłumaczenia. I skoro oba wydania są „tak źle” przetłumaczone, to może nie jest to jednak wina tłumaczy, a autora? Może ta książka jest taka słaba i naprawdę jest trochę o niczym? Bo w przypadku opisów miejsc widać kunszt zarówno autora, jak i tłumaczy.
Bogaty język
Właśnie. Bo jedyną zaletą książki jest – momentami – piękny, bogaty język, stosowany np. gdy Fitzgerald opisuje przyrodę lub miejsce wydarzeń – tu wznosi się do poziomu mistrzowskiego. Ale fabuła kładzie tę powieść na łopatki.
Tu i ówdzie jakieś postacie plamiły mrok, zwracając ku niej spopielałe twarze niby dusze w czyśćcu przypatrujące się przejściu śmiertelnika. Słychać było szepty i ściszone głosy, a także, najwidoczniej z daleka, łagodne tremolo małej fisharmonii. Skręciwszy za rogiem utworzonym przez jakieś podium dotarli do białej, rozjarzonej sceny, gdzie aktor francuski – z gorsem koszuli, kołnierzykiem i mankietami zabarwionymi wspaniałą różowością – i aktorka amerykańska stali nieruchomo twarzą w twarz. Wpatrywali się w siebie wytrwale, jak gdyby stali tak od paru godzin; i jeszcze przez długi czas nic się nie wydarzyło, nikt się nie poruszył. Światła zgasły z obłędnym sykiem i znowu się zapaliły; żałosny stuk młotka błagał w oddali o wpuszczenie donikąd, czyjaś niebieska twarz pojawiła się w górze wśród oślepiających świateł wołając o coś niezrozumiale w jeszcze wyższą ciemność.
To wszystko jest pięknie napisane. Problem w tym, że absolutnie niczego nie wnosi do fabuły. Taka trochę sztuka dla sztuki. I może nawet wystarczyłoby zachwycać się stylem, gdyby nie to, że co rusz trafiały się dialogi, takie jak ten:
Potem w ramionach matki Rosemary długo płakała.
– Ja go kocham, mamo. Jestem w nim rozpaczliwie zakochana. Nigdy nie przypuszczałam, że ktoś mógłby mnie tak bardzo obchodzić. A on ma żonę i ją też lubię – to zupełnie beznadziejne. Och, jak ja go kocham!
– Chciałabym go poznać.
– Ona zaprosiła nas na obiad, na piątek.
– Jeżeli jesteś zakochana, to powinnaś się cieszyć. Powinnaś się śmiać.
Rosemary podniosła ku niej oczy, twarz jej zadrżała lekko, ślicznie, i roześmiała się. Matka miała na nią zawsze wielki wpływ.
Ten fragment mnie całkowicie rozbroił. Dialog Rosemary z matką wydaje mi się tak nienaturalny, że przeczytawszy go trzykrotnie wciąż wyglądałem tak:
Jedna jaskółka…
W całej książce znalazłem jedynie jeden interesujący wątek. Dotyczy on poważnego problemu Nicole i jej choroby oraz przyczyn, które doprowadziły ją do tego stanu. Reszta jest prawie nieistotna. Wydarzenia się ze sobą nie łączą, dialogi często nie prowadzą do niczego.
Czytałem, że w książce jest wiele wątków autobiograficznych. Szanuję pomysł napisania powieści, by zrzucić z siebie choć część ciężaru, jaki nosi się w codziennym życiu. Niemniej, wychodzi na to, że „Czuła jest noc” to pozycja, która była napisana przez Fitzgeralda raczej dla siebie niż dla innych czytelników. Bo będąc osobą niezaangażowaną w rozgrywające się w książce wydarzenia naprawdę ciężko jest się czymś zachwycić albo choć odrobinę przejąć.
Powieść przeczytałem w ramach wyzwania #kalendarzczytoholika. Zadanie styczniowe polegało na sięgnięciu po książkę z listy wstydu – spisu tych, które od dłuższego czasu czekają na półce, by po nie sięgnąć. Zadanie zrealizowałem i teraz ze spokojem sumienia mogę tę książkę zwrócić i nigdy już o niej nie myśleć 😉
Podsumowanie: Czy to holik?
Zdecydowanie nie. „Czuła jest noc” to powieść o kryzysie małżeńskim, zagubieniu, zmaganiu się z chorobą i nałogiem. Główny bohater, Dick Diver, to postać ciekawa i dość złożona, niestety fabuła książki jest szalenie nieatrakcyjna. Pełno w niej nierzeczywistych i urywanych dialogów, akcja jest szarpana i brakuje w niej ciągłości. Bohaterowie, poza Diverami, są płascy i raczej odpychający. Chciałbym napisać, że to lektura wymagająca, ale pozostaje mi jedynie stwierdzić, że jest straszliwie męcząca.
Choć to wciąż dopiero początek roku, to „Czuła jest noc” wydaje się być murowaną kandydatką do tytułu najgorszej przeczytanej przeze mnie książki roku.