John Grisham to w ostatnich latach pisarz mocno nierówny. Jeszcze kilka lat temu każdą jego kolejną powieść brałem w ciemno, ale po kilku rozczarowaniach mój zapał nieco ostygł. Jednak po bardzo dobrym „Dniu rozrachunku” najbardziej znany twórca thrillerów prawniczych zyskał u mnie ponownie pewien kredyt zaufania. A już tym bardziej, że głównym bohaterem jego najnowszej książki pt. „Czas łaski” jest Jake Brigance, znany ze świetnego „Czasu zabijania”.
Szok w małym miasteczku. Kolejny raz
W Clanton w stanie Missisipi dochodzi do zabójstwa. To szok dla obywateli dystryktu, bo morderstwa zdarzają się w tym spokojnym miasteczku nader rzadko. Mieszkańcy są tym bardziej wzburzeni, bo ofiarą jest zastępca szeryfa. W dodatku sprawcą jest 16-letni syn partnerki stróża prawa, Drew Gamble. Wydarzenie to jest tak niebywałe, że aż niewiarygodne. Wszyscy chcą jak najszybszego skazania winnego i to na najwyższy wymiar kary, a lokalny sędzia zastanawia się, kto mógłby podjąć się obrony chłopca w tym arcytrudnym procesie. Jake Brigance, adwokat, który zasłynął obroną Carla Lee Haileya w procesie znanym z „Czasu zabijania”, otrzymuje propozycję nie do odrzucenia.
Kotlet odgrzany, ale smaczny
Mówi się, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. A John Grisham to potrafi. Bo „Czas łaski” jest niemal wierną kopią „Czasu zabijania”. Ten sam schemat – członek rodziny mści się na zbrodniarzu, lokalna społeczność jest oburzona i staje po stronie sprawcy, a Jake Brigance kolejny raz jest sam przeciw wszystkim. Kotlet odgrzany po przechowaniu go w zamrażarce przez kilkanaście lat. I co z tego? Nic, bo „Czas łaski” to i tak dobra lektura 🙂 Grisham wyjął ze swoich wcześniejszych książek to, co pewne i sprawdzone. Bo poza wyraźnym nawiązaniem do pierwszej części o Jake’u, pisarz mocno sięgnął także po doświadczenia choćby z „Ławy przysięgłych”.
Muszę jednak przyznać, że nie do końca czułem ten problem mieszkańców Clanton – ich niechęć do zabójcy stróża prawa. Bo o ile w „Czasie zabijania” problem rasowy był wyrazisty i czytelny, tak w trzecim tomie o Jake’u wydało mi się dziwne, że lokalna społeczność staje po stronie prowadzącego hulaszczy tryb życia alkoholika, damskiego boksera, a przy tym rzekomo wzorowego zastępcy szeryfa. Tym bardziej że sprawcą był młody, wychudzony i zagubiony nastolatek. Niemniej i tak ze sporym zainteresowaniem śledziłem kolejne etapy związane z procesem – przygotowania, wybór przysięgłych oraz sam proces. Zwłaszcza, że Jake Brigance przyszykował sporą niespodziankę dla sędziów przysięgłych w decydującym momencie – ale to też żadne zaskoczenie, prawda? 😉
Miłośnikom prozy Johna Grishama „Czas łaski” powinien z pewnością przypaść do gustu. Tym, którzy nie znają innych jego książek, polecam jednak zacząć od choćby tak wiele razy wspominanego tu „Czasu zabijania” lub innej ze starszych powieści. Bo o ile „Czas łaski” jest dobrą kontynuacją cyklu, to jednak jako samodzielna powieść wypada mniej okazale.
Podsumowanie: Czy to holik?
Przesuń w lewo, by sprawdzić 🙂
Niezupełnie. „Czas łaski” to dobra, ciekawa powieść, ale trudno nie odnieść wrażenia, że smakuje trochę jak odgrzany kotlet. Bo Grisham odwzorował niemal kropka w kropkę swoją starszą powieść pt. „Czas zabijania”. Na szczęście nie oznacza to, że „Czas łaski” nie ma w sobie nic interesującego. Po prostu emocji jest jakby mniej niż w starszych thrillerach tego autora, ale i tak czyta się tę powieść bardzo przyjemnie. To dobra lektura na szybko zapadające wieczory 🙂
A z tej nostalgii, jaką wzbudził we mnie powrót Jake’a Brigance’a, aż sobie zobaczę ponownie genialny film „Czas zabijania” z Matthew McConaugheyem i Samuelem L. Jacksonem. Ech, kiedyś to były filmy… 😉