W trakcie czytania powieści Zygmunta Miłoszewskiego pt. „Uwikłanie” natrafiłem na ciekawy fragment dotyczący Odessy – niemieckiej organizacji zrzeszającej byłych członków SS. Szybko postanowiłem, że muszę przeczytać książkę Fredericka Forsytha – „Akta Odessy”, która jako jedna z pierwszych nawiązywała do prawdziwej historii tej zbrodniczej organizacji. Forsyth nie tylko zdemaskował Odessę, ale i stworzył bardzo ciekawy thriller.
Na tropie niemieckich zbrodniarzy
Peter Miller, dziennikarz śledczy z Hamburga, żyje ciągłym poszukiwaniem nowych, zaskakujących tematów, które mógłby opisać w swoich artykułach. Jest wolnym strzelcem cieszącym się całkiem sporą renomą. Samobójstwo popełnione przez starszego mężczyznę nie wydaje się być szczególnie ciekawym tematem. Ale nieco przez przypadek w ręce Millera trafia pamiętnik samobójcy, którym okazał się być niemiecki Żyd – Salomon Tauber. Ów człowiek był więźniem obozu koncentracyjnego w Rydze, gdzie był ofiarą nieludzkich prześladowań, którymi kierował SS-man Eduard Roschmann. Z relacji zawartej w pamiętniku wynika, że Roschmann nie tylko uniknął kary, ale po niemal 20 latach od zakończenia wojny wiedzie spokojne i dostatnie życie. Historia ta wstrząsa i wzrusza Millera, który postanawia ruszyć tropem Roschmanna.
Postanowiłem zakończyć swoje życie, bo nie ma ono żadnej wartości, nie zostało mi już nic do zrobienia. Nie zrealizowałem niczego, co chciałem osiągnąć; wszystkie moje wysiłki poszły na marne. Zło, którego byłem świadkiem, przetrwało i zatriumfowało, a dobro odeszło, wyszydzone i znieważone.
Prędko jednak okazuje się, że wyśledzenie niemieckiego sadysty z czasów II Wojny Światowej nie będzie takie łatwe. Bo nad bezpieczeństwem Roschmanna i innych wysoko postawionych zbrodniarzy z SS stoi tajemnicza organizacja – Odessa (Organisation der ehemaligen SS-Angehörigen). Twór ten został powołany do życia z inicjatywy Himmlera, a jego głównym celem było zapewnienie zbrodniarzom niemieckim ochrony przed ścigającą ich sprawiedliwością. Odessa miała potężne środki, które zgromadziła łupiąc doszczętnie przez lata miliony ludzi. Teraz na jej celowniku znajdzie się niepozorny dziennikarz, który swoim śledztwem zagrozi bezpieczeństwu wielu byłych SS-manów. A w grze uczestniczą również tajne służby z Izraela i Egiptu. Rozpoczyna się misterna intryga. A mało kto wie, że Peter Miller ma również pewną ukrytą motywację do zniszczenia Odessy.
Thriller szpiegowski wysokich lotów
Spodobał mi się styl Forsytha – rzeczowy, konkretny i przemyślany. Autor nie mnoży zbytecznych opisów przyrody, nie czyni ze swych bohaterów osób do bólu nierzeczywistych czy naiwnych. Wszystko zdaje się być prawdziwe i realistyczne. Nie ma też sztucznego przedłużania akcji, bo w powieści jest właściwie samo mięcho – ciągle coś się dzieje. W dodatku autor świetnie połączył wątki tajemniczej Odessy z wydarzeniami, które wstrząsnęły światem w 1963 roku, gdy zginął JFK. Do rozgrywki stanęły wywiady izraelski i egipski, w tle pojawiły się problemy niemieckiego rządu, a na pierwszym planie zwykły dziennikarz w walce z potężną organizacją. Dość długo nie umiałem się nadziwić, dlaczego Peter Miller zdecydował się na tę karkołomną misję, ale jego motywy w końcu zostały ujawnione i w dodatku były dla mnie sporym zaskoczeniem, co dodało powieści smaczku.
Odessa miała do wykonania pięć zadań. Pierwszym z nich było umożliwienie dawnym esesmanom legalnej pracy w Republice Federalnej Niemiec stworzonej przez aliantów w 1949 roku. Drugie polegało na przeniknięciu do niemieckich partii politycznych, przynajmniej na najniższym szczeblu. Trzecim zadaniem Odessy było pokrycie kosztów obrony postawionych przed sądem zbrodniarzy wojennych z SS, do czego wynajmowano najlepszych adwokatów, oraz działania utrudniające ściganie dawnych towarzyszy broni. Czwarte zadanie polegało na zakładaniu przedsiębiorstw, które byłyby prowadzone przez byłych esesmanów, by mogli korzystać z gospodarczej prosperity w trakcie odbudowy Niemiec po 1945 roku. Ostatnie zadanie miało charakter propagandowy – należało przekonać niemiecką opinię publiczną, że mordercy z SS byli po prostu zwykłymi żołnierzami, patriotami, którzy służyli ojczyźnie, i nie zasługują na prześladowania, jakie ich spotkały ze strony wymiaru sprawiedliwości.
W trakcie czytania „Akt Odessy” przyszło mi do głowy porównanie z innym szpiegowskim thrillerem – „Igła” – napisanym przez Kena Folleta. I tu zdecydowanie lepszym wyborem jest powieść Forsytha. I choć Peter Miller doświadczył wielu szczęśliwych zbiegów okoliczności, które doprowadziły go do finału powieści, to jednak daleko było mu do głównego bohatera książki Folleta. Bo tytułowy szpieg „Igła” miał nieustającego farta, który był niewiarygodnie niemożliwy. Natomiast dla Petera Millera faktycznie kilka razy uśmiechnęło się szczęście, ale nie było to rażące i nie powodowało braku realizmu w powieści. Frederick Forsyth przyłożył się mocno i dopracował „Akta Odessy” w każdym szczególe.
Podsumowanie: Czy to holik?
Niezupełnie. „Akta Odessy” to bardzo dobry thriller o mocnym zabarwieniu szpiegowskim. Forsyth stworzył trzymającą w napięciu powieść, poruszając przy tym szalenie istotny temat, jakim było istnienie Odessy – organizacji zrzeszającej byłych członków SS i mającej na celu chronienie ich życia i bezpieczeństwa. Do dzisiaj niezwykle oburzające jest, że tak wielu niemieckich zbrodniarzy nie poniosło kary za swoje bestialstwo. I za to spory plus dla Forsytha, bo popularyzując problem istnienia tajnej nazistowskiej organizacji, przyczynił się do nagłośnienia tej istotnej kwestii. A co dla czytelników najważniejsze – stworzył ciekawą powieść, którą dobrze się czyta. Nie jest to jednak książka, która zapadłaby mi w pamięci na długie lata, ale i tak warta jest przeczytania. Planuję niedługo obejrzeć film będący adaptacją „Akt Odessy” z Jonem Voightem w roli głównej. A wracając do samego Forsytha, to w najbliższych tygodniach mam zamiar sięgnąć po inną z jego najbardziej znanych powieści – „Dzień Szakala”. Zobaczę, czy ten autor przekona mnie do siebie jeszcze bardziej 🙂
Ocena czytoholika: 4 / 5