Jeszcze kilka miesięcy temu zarzekałem się, że raczej nie sięgnę po żadną powieść Zygmunta Miłoszewskiego. Ale przyjrzałem się liście przeczytanych w tym roku książek i z pewnym zdumieniem stwierdziłem, że prawie w ogóle nie ma na niej polskich autorów. Dlatego pomyślałem: no, dobra – dawaj tego Szackiego. I tak właśnie w ręce wpadło mi „Uwikłanie”.
Dramat w czasie psychodramy
W dawnym klasztorze mieszczącym się w Warszawie dochodzi do tragedii. W trakcie terapii grupowej prowadzonej przez uznanego psychologa zamordowany zostaje jeden z podopiecznych terapeuty. Zbrodnia rozegrała się w nocy, gdy wszyscy pozostali pacjenci odpoczywali po trudach terapii, a ciało odkryto dopiero następnego ranka. Ale czy to na pewno było zabójstwo? To właśnie musi ustalić prokurator Teodor Szacki, niepokorny śledczy, który bez szczególnego entuzjazmu odwiedza miejsce zdarzenia. Z wypowiedzi współuczestników spotkania wynika, że ofiara – Henryk Telak, pogrążona była w głębokiej depresji, dlatego nie można wykluczyć samobójstwa. Ale czy ktoś mógłby popełnić samobójstwo wbijając sobie rożen w oko? Zdaniem Szackiego to wątpliwe. Czy zatem mógł to być napad rabunkowy? Ale przecież nic nie zginęło. Pytań rodzi się coraz więcej, a każdy z uczestników terapii wydaje się skrywać jakieś tajemnice. Zagadka śmierci Telaka zaprowadzi Szackiego do miejsca i ludzi, których wolałby nigdy w życiu nie spotkać.
Śledczy z problemami? A jakże!
Z każdym kolejnym przeczytanym kryminałem coraz bardziej zniechęca mnie motyw prowadzącego śledztwo detektywa/policjanta/prokuratora, który ma syf w życiu prywatnym i toczy walkę z własnymi wewnętrznymi demonami. Temat wydaje mi się coraz bardziej zgrany. Nieszczególnie na tym tle wyróżnia się Teodor Szacki, trzydziestoparoletni prokurator w eleganckim garniturze, który nie ukryje pogardy, jaką główny bohater darzy siebie i otaczających go ludzi. Stojąc na życiowym rozdrożu Szacki uwikła się nie tylko w skomplikowane śledztwo, ale i szczeniacki romans, który zagrozi jego życiu rodzinnemu. I o ile motyw kolejnego śledczego z problemami mógłbym z bólem przełknąć, tak prokurator z powieści Miłoszewskiego jest po prostu strasznie antypatyczny i odpychający. A to trochę utrudniało mi lekturę, bo źle mi się czyta książkę, jeśli nie polubię głównego bohatera.
Tajemnicza odeSBa
Na szczęście „Uwikłanie” ratuje się fabułą, która zaciera delikatną niechęć wzbudzoną przez Szackiego. Bo największym atutem powieści było dla mnie oparcie zagadki śmierci Telaka o terapię ustawień Hellingera i jej tajemniczy przebieg. Cała koncepcja tej metody wydała mi się szalenie ciekawa i plus dla autora nie tylko za sam pomysł, ale i przybliżenie tej techniki. Bo ten rodzaj terapii grupowej i oparcie o niego całej intrygi były dla mnie bardzo odkrywczym i świeżym pomysłem. Dodatkowym i niezwykle zajmującym smaczkiem jest wątek tzw. „odeSBy” nawiązującej do organizacji byłych członków SS – ODESSY. I tak jak organizacja założona przez nazistów miała chronić jej członków po wojnie przed ścigającymi ich aliantami, tak „odeSBa” z powieści Miłoszewskiego ma za zadanie chronić byłych członków SB w III Rzeczpospolitej. OdeSBa to niezwykle prężna, choć działająca w pełnej tajemnicy organizacja o potężnych możliwościach. A przy tym bezlitosna w swoich dążeniach. Wątek wydał mi się niezwykle ciekawy, bo uważam, że jest mocno realistyczny.
Choć w wywiadzie z 2007 roku Miłoszewski przekonywał, że nie będzie kolejnych części, to jednak nie wytrzymał i napisał już dwie kolejne. Nie wiem, czy po nie sięgnę, bo mam mieszane uczucia związane z głównym bohaterem. Z drugiej strony wątek oseSBy czy terapii ustawień pokazał mi, że Miłoszewski potrafi zaciekawić. Fajnym pomysłem był też sposób rozpoczęcia każdego rozdziału – podanie faktów, jakie miały miejsce w tych dniach. Krótka prasówka, która umieszcza wydarzenia rozgrywające się w powieści na tle faktycznych wydarzeń z tamtych lat. Zatem nie mogę wykluczyć, że jednak przeczytam drugi tom, pt. „Ziarno prawdy”.
Podsumowanie: Czy to holik?
Raczej nie. „Uwikłanie” Zygmunta Miłoszewskiego to powieść trochę nierówna. Bo z jednej strony autor oparł główną intrygę o tajemniczą terapię ustawień i wypadło to arcyciekawie. W dodatku dołożył wątek mrocznej i potężnej grupy byłych SB-eków, co również wzmogło moje zainteresowanie. Z drugiej strony główny bohater – prokurator Teodor Szacki to strasznie odpychający typ, z którym ani trochę nie umiałem się związać. Jego rozterki i zmagania w ogóle do mnie nie trafiały, a wręcz irytowały. Dlatego do całości mam dość mieszane odczucia i na pewno minie sporo czasu zanim (o ile w ogóle) wrócę do dalszych losów Szackiego.
Ocena czytoholika: 3,5 / 5