Po przeczytaniu dwóch powieści Agathy Christie byłem umiarkowanie zadowolony i przekonany, że warto przeczytać kolejne książki, które wyszły spod ręki tej autorki. Wszak nie bez przyczyny określana jest Królową Kryminału, a jej sztandarowy bohater – Herkules Poirot stał się synonimem genialnego śledczego. Właśnie dlatego sięgnąłem po kolejny tom przygód z małym Belgiem w roli głównej. „Zabójstwo Rogera Ackroyda” to powieść, którą polecało mi wiele osób, dlatego z pełnym przekonaniem zanurzyłem się w jej treść, wyczekując z ze sporym zaciekawieniem, cóż to tym razem przygotowała Christie.
Zbrodnia, która wstrząsa całym miastem
Samobójstwo pewnej kobiety wzbudza nie lada sensację w małym miasteczku King’s Abbot. Rodzą się pytania, a wraz z nimi plotki i oskarżenia. Sprawa wymaga wyjaśnienia, choć wszystko wydaje się być oczywiste. A jednak przyczyny, z powodu których kobieta targnęła się na swoje życie mają swoją tajemnicę. Historia nabiera jeszcze większej zagadkowości, gdy zamordowany zostaje Roger Ackroyd – bogaty mieszkaniec King’s Abbot, który przyjaźnił się z kobietą, która wcześniej odebrała sobie życie. W wyjaśnienie sprawy angażuje się dr James Sheppard, miejscowy lekarz, który był jedną z ostatnich osób, które widziały się z Ackroydem, a prywatnie był jego przyjacielem. Gdy śledztwo zamiera w martwym punkcie, w rozwikłanie zagadki angażuje się nie kto inny jak sam Herkules Poirot, który pomieszkiwał w miasteczku, będąc niejako na emeryturze. Od tego momentu wyjaśnienie sprawy nabierze tempa, a wszystkie skrywane tajemnice wyjdą na jaw. Kto więc zabił Rogera Ackroyda?
I wtedy wchodzi on – cały na biało, czyli Poirot w akcji
„Zabójstwo Rogera Ackroyda” to moja trzecia powieść tej autorki i kolejny raz jest podobny schemat – wąskie grono podejrzanych znajdujących się w jednym miejscu. Nie jest to oczywiście wadą, ale ma swoją specyfikę. Bo wskutek zawężenia osób, które są zamieszane w zabójstwo dość wcześnie trafnie obstawiłem podejrzanego, co trochę zepsuło mi potem finał powieści. Do wytypowania mordercy postanowiłem użyć metody, którą na swój użytek nazywam brzytwą Cobena 😛 Polega ona na tym, by już na początkowym etapie dochodzenia wybrać najmniej podejrzaną osobę, która absolutnie nie powinna być zamieszana, a potem tylko spokojnie obserwować, jak wszystko zmierza do tego, by ją zdemaskować. Nawiązanie do tzw. „brzytwy Ockhama” jest oczywiście zamierzone 🙂 Moja metoda świetnie sprawdza się przy czytaniu powieści Harlana Cobena, a i przy wyjaśnianiu zagadki opisanej przez Christie okazała się równie skuteczna.
Ja wiem wszystko. Proszę to sobie zapamiętać – odparł poważnie Poirot.
Trochę nie umiałem się wkręcić i poczuć tę powieść. Niby wszystko było jak trzeba. Postacie były ciekawie zarysowane (wielki plus dla siostry dra Shepparda), a Herkules Poirot jak zwykle na swoim wysokim poziomie. Choć był moment, w którym zacząłem się zastanawiać, czy ta książka faktycznie należy do cyklu przygód tego ekstrawaganckiego detektywa. Bo przez połowę powieści ta sympatyczna postać w ogóle się nie pojawia. Dopiero potem wkracza zdecydowanym krokiem, by nadać zarówno śledztwu, jak i całej książce, zdecydowanie wyższego tempa. Podoba mi się to, że Christie nie przesadza z niepotrzebnymi opisami przyrody i nie rozbudowuje zbytecznych wątków pobocznych. Pisze same konkrety, przez co jej powieści są krótkie, lecz treściwe.
Podsumowanie: Czy to holik?
Nie. „Zabójstwo Rogera Ackroyda” to całkiem niezły kryminał autorstwa Agathy Christie. Jednak daleko mu choćby do „I nie było już nikogo„. Historia zabójstwa w King’s Abbot jest ciekawa, ale nie porywająca. Szybko wpadłem na to, kto jest zabójcą tytułowej postaci, dlatego finał mnie nie zaskoczył. Na plus muszę zaliczyć to, że moja sympatia do Herkulesa Poirota jeszcze bardziej wzrosła i to tylko ta postać sprawia, że z chęcią przeczytam jeszcze kiedyś kolejne powieści z tym bohaterem w roli głównej. Po lekturze trzech książek Christie coraz bardziej upewniam się w przekonaniu, że są to powieści lekkie i przyjemne, które warto przeczytać do popołudniowej kawy, ale które nie zapadają jakoś mocno w pamięć. Pewnie wynika to ze specyfiki czasów, w których autorka pisała, ale brakuje mi w jej kryminałach nieco bardziej mrocznych akcentów.
Ocena czytoholika: 3,5 / 5