Igła - Ken Follet
Tytuł: Igła
Autor:
Kolekcja:
Ocena:
Wydawnictwo:
Liczba stron: 416
Data wydania: 1978

Pamiętam, gdy mając kilkanaście lat, zaczytywałem się w książkach Alistaira MacLeana. W ręce wpadły mi m.in. „Tylko dla orłów”, czy „Działa Nawarony” – świetne powieści akcji rozgrywające się w czasach II Wojny Światowej. Szukając nowej lektury dla siebie wpadłem na książkę napisaną przez Kena Folleta, pt. „Igła”. Reklamowana jako jedna z najlepszy powieści szpiegowskich, a w dodatku osadzona w latach 40-tych XX wieku. Co mogło pójść nie tak? Przecież ta książka musiała mi się spodobać. A jednak nie.

Szpiedzy są wśród nas

Podczas gdy alianci szykują się na decydujące starcie i lądowanie w Normandii, Niemcy gorączkowo usiłują przewidzieć, gdzie nastąpi atak sprzymierzonych wojsk amerykańsko-angielskich. Rozważają różne możliwości, a wśród nich przeważają dwie: plaże Normandii lub inwazja w okolicach Calais. Muszą dokonać odpowiedniego wyboru, bo w tylko jednym z tych miejsc mogą zgromadzić siły odpowiednie do odparcia ataku aliantów. Tymczasem Anglicy i Amerykanie szykują gęstą tkaną intrygę podszytą solidną dawką mistyfikacji. A wszystko po to, by zmylić przeciwnika, zaskoczyć nieprzygotowane wojska niemieckie i przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść w trakcie kluczowej rozgrywki w teatrze działań wojennych. Jednak cały misterny plan może runąć, gdy Niemcy rozszyfrują plany aliantów. Na trop pozorowanych działań wojsk sojuszniczych trafia najlepszy niemiecki szpieg o pseudonimie „Igła”. Od tej pory losy wojny będą zależeć od jednego człowieka…

Henry Faber stara się nie rzucać w oczy i wieść w miarę spokojne życie w Anglii. Nikt, kto go poznał, nie przypuszczałby nawet, że jest on przebiegłym i najgroźniejszym niemieckim szpiegiem znanym jako Die Nadel – „Igła”. Świetnie rozwinięty wywiad angielski wytropił już setki nazistowskich agentów, ale ten jeden pozostaje nieuchwytny. A co najgorsze, jego meldunki raz po raz krzyżują plany aliantów, którzy próbują wprowadzić Niemców w błąd. Spryt, przebiegłość i brak litości – to cechy, którymi charakteryzuje się „Igła”. To właśnie te atuty sprawiają, że przez długie lata pozostaje najcenniejszym źródłem informacji dla nazistowskich Niemiec. Tymczasem Faber otrzymuje najważniejszą misję – ma rozstrzygnąć, gdzie nastąpi inwazja aliantów. Podczas wykonywania tego zadania „Igła” będzie ścigany przez cały angielski wywiad i policję. A to, co odkryje, będzie zdumiewające.

Igła - Ken Follet - Czytoholik

Fikcja w oparach prawdy historycznej

We wstępie Follet pisze:

Wiemy, że Niemcy zauważyli wszystkie znaki, które mieli zobaczyć we wschodniej Anglii. Wiemy również, że podejrzewali podstęp i robili wszystko, aby wykryć prawdę.
Tyle mówi historia i w historycznych książkach żadnych innych faktów nie znalazłem. Reszta jest fikcją.
A jednak myślę, że podobna historia musiała się zdarzyć…

W ten sposób sugeruje, że choć powieść jest fikcją, to jednak sporo zostało zaczerpnięte z prawdziwych wydarzeń. Czytając jednak „Igłę” miałem zupełnie inne wrażenie. Poza faktycznym i najważniejszym aspektem, czyli decyzją o inwazji w Normandii, reszta wydawała się być baaardzo luźno oparta o wydarzenia historyczne. To jeszcze pół biedy, bo przecież to tylko powieść akcji, a nie literatura faktu. Ale szereg zastosowanych uproszczeń i brak dopracowania szczegółów były dla mnie już niewybaczalne. To, co najbardziej rzucało się w oczy, to postawa Niemców.

Gdyby Niemcy byli w rzeczywistości tak infantylni jak przedstawiał ich Follet, to nie zajęliby ponad połowy Europy w trakcie swoich działań wojennych. Tymczasem w powieści to niemal banda nieudaczników, którzy w odróżnieniu od bohaterskich i sprytnych aliantów są gromadą bezmózgich ameb prowadzonych na rzeź. Jedynie „Igła” jest wśród nich chlubnym wyjątkiem wyróżniającym się zdecydowanie na tle tych przeciętniaków. W dodatku szef Abwehry, niemieckiego wywiadu,  Wilhelm Canaris to jakiś kompletny patałach, Hitler to maniakalny frustrat bez zdolności do samodzielnego myślenia, a niemiecka generalicja to grupa pięciolatków niemających własnego zdania. Przy całej mojej antypatii do Niemców z czasów II WŚ, to jednak sposób przedstawienia ich w „Igle” to jednak gruba przesada.

Ale największy mój problem do książki Folleta zawiera się w poniższym cytacie:

Faber zastanawiał się gorączkowo. Znów uśmiechnęło się do niego szczęście.

No właśnie. Znów. „Igła” miał po prostu za dużo szczęśliwych zbiegów okoliczności. On wszystkich zauważał, a jego nikt. Szczęśliwe trafy sprzyjały niezmiennie wyłącznie jemu. Było to tak odczuwalne w trakcie lektury, że aż odpychające. Być może wraz z rosnącą liczbą przeczytanych powieści rosną również moje wymagania, ale cenię sobie książki o znacznie bardziej dopracowanej fabule. To, że Faber miał nieustannego farta było tak niewiarygodne, że zniechęcało mnie do dalszego czytania. Ale przymusiłem się z nadzieją, że dalej będzie lepiej. Cóż, nie było.

Podsumowanie: Czy to holik?

Nie. Biorąc do ręki „Igłę” byłem pełen oczekiwań. Spodziewałem się świetnie skonstruowanej intrygi osadzonej w tak interesujących mnie czasach II Wojny Światowej. Zamiast porywającej powieści akcji otrzymałem niedopracowany zbiór fantastycznych przygód pełnych szczęśliwych zbiegów okoliczności. A całość okraszona dość kiepskim wątkiem miłosnym. Może moja ocena jest aż nazbyt surowa, ale książka była po prostu słaba. Choć dopiero luty, to mam już poważnego kandydata do najgorszej książki tego roku 😉

Chyba muszę znów sięgnąć po Alistaira MacLeana, by poczuć ten wyjątkowy klimat powieści rozgrywających się w trakcie działań wojennych w latach 40-tych XX wieku. A do Folleta raczej już nie wrócę 😉 No chyba, że obejrzę podobno bardzo dobrą ekranizację „Igły” z Donaldem Sutherlandem w roli głównej.

Ocena czytoholika: 3 / 5

czytoholik

Człowiek wielu zainteresowań, pełen zapału i optymizmu. Prywatnie pasjonat nowych technologii, historii II Wojny Światowej oraz zapalony czytelnik kochający książki. Po godzinach zacięty gracz w squasha i futsal.