Co robić, gdy George R. R. Martin wciąż niemiłosiernie zwleka z napisaniem kolejnych tomów sagi znanej jako „Gra o tron”? Cóż, odpowiedź okazała się prosta – dać szansę innym jego powieściom 🙂 Zachęcony wpisami na innych blogach (m.in. Booklicity) zdecydowałem się przeczytać „Rycerza Siedmiu Królestw” i kolejny raz przeniosłem się w świat Westeros, pełen rycerzy, pojedynków, spisków i intryg. I nie zawiodłem się.
„Rycerz Siedmiu Królestw” to zbiór trzech opowiadań / nowel / tudzież minipowieści (niepotrzebne skreślić) rozgrywający się przed wydarzeniami znanymi z „Pieśni Lodu i Ognia”. Głównymi bohaterami są młody rycerz – Dunk oraz jego giermek Jajo. Dla miłośników sagi oraz serialu na podstawie prozy G. R. R. Martina imię (a właściwie pseudonim) Jajo od razu powinno zapalić w głowie lampkę i pobudzić zwoje mózgowe do pracy: chwileczkę, gdzieś już słyszałem to imię… Ale nie będę zdradzał tym, którzy niezupełnie są w temacie, kim jest tajemniczy Jajo. Ot, taka sobie zagadkowa postać, której prawdziwa tożsamość i tak zostaje odkryta przed czytelnikiem w pierwszej z opowieści zawartych w zbiorze o rycerzu z Westeros.
Wracając do głównego wątku, centralną postacią wszystkich trzech opowiadań jest Dunk, młodziutki, świeżo pasowany rycerz. Jako wędrowny rycerz nie wzbudza on większego szacunku na dworach i w gospodach, po których wędruje. Respekt za to budzi jego budowa, bowiem ma prawie siedem stóp wysokości, co oznacza nieco ponad dwa metry wzrostu. Dunk wędruje w poszukiwaniu przygód i tak trafia na turniej rycerski, gdzie przyjdzie mu stanąć w szranki z wieloma znamienitymi postaciami ze szlachetnych rodów. Główny bohater stając do walki musi wybrać sobie przydomek i tak oto zostaje ser Dunkiem Wysokim. Czy zdobędzie sławę o której marzy? Czy pokonując w turnieju wielu znakomitych rycerzy otoczy się chwałą i zapisze na stałe w historii Westeros? O tym można się przekonać czytając pierwsze z opowiadań.
Dwa kolejne opowiadania z tego zbioru pozwalają nam jeszcze bliżej poznać postać sympatycznego, acz niezbyt rozgarniętego Dunka. Jedno trzeba mu przyznać – umie znaleźć się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie jak mało kto. Dzięki temu wplątuje się w ciekawe intrygi, które na stałe zapiszą się w historii Siedmiu Królestw, a samemu Dunkowi pozwolą stać się znacznie bardziej doświadczonym i godnym szacunku rycerzem.
Podsumowanie: Czy to holik?
Niezupełnie. Czy „Rycerz Siedmiu Królestw” warty jest przeczytania? Tak, ale raczej dopiero po tym, gdy przeczytasz „Pieśń Lodu i Ognia” i przypadnie Ci ona do gustu. W przeciwnym wypadku historia ta może niezupełnie porwać. Mi książka ta podobała się nawet bardzo, ale nie wiem jakby było, gdybym nie był miłośnikiem „Gry o tron”. Choć jeśli nawet nie czytałeś (-aś) innych powieści Martina, to i tak książka o Dunku może Ci się spodobać. Jest w niej spora dawka humoru, ciekawych intryg, a także opisów rycerskich zwyczajów i zachowań. Całość czyta się bardzo dobrze. Ale nie da się ukryć, że nie jest to poziom znany z „Pieśni Lodu i Ognia”, choć jest to całkiem przyjemne uzupełnienie tej sagi.
Po przeczytaniu tego zbioru opowiadań zaspokoiłem na chwilę głód związany z wyczekiwaniem na kolejną część sagi „Pieśń Lodu i Ognia”. Ale obawiam się, że głód odezwie się już niedługo ze zdwojoną siłą. Martin, dawaj te „Wichry zimy”! 😉
Ocena czytoholika: 4 / 5