Labirynt duchów - Carlos Ruiz Zafon
Tytuł: Labirynt duchów
Kolekcja:
Ocena:
Wydawnictwo:
Liczba stron: 896
Data wydania: 2016
Z tej serii również:
Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafon1
Gra Anioła - Carlos Ruiz Zafon2
Więzień nieba - Carlos Ruiz Zafon3

Wielki finał serii Cmentarz Zapomniany Książek wreszcie za mną. „Labirynt duchów” to powieść napisana ze sporym rozmachem, łącząca wątki z wszystkich trzech poprzednich tomów i dodająca mnóstwo nowych. Niemal powieść kompletna, ale mimo to nie tak zapadająca w pamięć jak „Cień wiatru” i nie wywołująca takich uczuć jak „Gra Anioła„. Na szczęście zdecydowanie lepsza od „Więźnia nieba„. To tak tytułem wstępu.

Czasami, kiedy bogowie nie patrzą, a los gubi się gdzieś na drodze, nawet dobrzy ludzie potrafią zaznać trochę szczęścia w życiu.

Tajemnicze zaginięcie i intrygujące śledztwo

Mauricio Valls, hiszpański minister kultury znika w tajemniczych okolicznościach. Jako karierowicz w czasach reżimu Franco oraz były naczelnik mrocznego więzienia Montjuic, minister wzbudza skrajne emocje. Jego znalezienie zostaje powierzone tajnej agentce, Alicji Gris – pięknej, szalenie inteligentnej i równie niebezpiecznej młodej kobiecie. W trakcie poszukiwań Alicja odkrywa w biurku Vallsa siódmy tom zakazanej serii „Labirynt duchów”. Wszystkie ślady wskazują, że zniknięcie ministra ma coś wspólnego z okresem jego okrutnego urzędowania jako dyrektora więzienia. A kolejne tropy prowadzą do maleńkiej księgarni Sempere & Synowie, gdzie wszystko zaczyna łączyć się w całość.

Rozmach i fantazja

Opowieść nie ma początku ani końca, ma tylko prowadzące do niej drzwi. Opowieść to niekończący się labirynt słów, obrazów i duchów przywołanych po to, żeby wyjawić nam ukrytą prawdę o nas samych. Opowieść to w ostatecznym rozrachunku rozmowa tego, kto ją pisze, z tym, kto ją czyta, ale narrator może powiedzieć tylko tyle, na ile pozwoli mu warsztat, a czytelnik wyczytać tylko tyle, ile sam ma zapisane w duszy.

Zafon podszedł do finału ze sporą fantazją, czego zresztą należało się spodziewać. Po krótszym i mniej rozbudowanym niż zwykle trzecim tomie, postanowił z nawiązką nadrobić brakujące strony i wątki w „Labiryncie duchów”. Dzięki temu świetnie zakończył cały cykl nie pozostawiając niedosytu. I jak zwykle w tym cyklu jest to książka w książce i chwilami podczas lektury można było poczuć się jak w „Incepcji” 😉

Labirynt duchów - Carlos Ruiz Zafon - czytoholik

Jak na finał serii, którą często określałem jako baśń dla dorosłych, to w „Labiryncie duchów” trup ściele się dość gęsto. Autor nie oszczędza swoich bohaterów, ale to poczytuję mu za plus. Niestety w trakcie lektury nie odczuwałem już tak mocno magii dawnej Barcelony, jak miało to miejsce w przypadku „Cienia wiatru„, czy „Gry Anioła„, choć autor ponownie zabiera czytelnika w nieznane zakamarki tego pięknego miasta. A może po prostu już się przyzwyczaiłem do jego sposobu kreacji miejsc wydarzeń?

Po trzech tomach, w których główne role grały postacie męskie, w czwartej części przyszedł czas na bohaterkę kobiecą, w dodatku prawdziwą femme fatale. Alicja Gris to niezwykle inteligentna i przebiegła agentka, a przy tym bardzo ciekawie skonstruowana postać. Nosi w sobie wiele tajemnic, które Zafon zdradza dopiero z czasem. Czuwa nad nią jak zmora Leandro – opiekun i szef, wybawca i stręczyciel w jednym. Wątek ich przedziwnej znajomości dodaje powieści mocnego smaczku, bo wciąż oczekiwałem na ostateczne rozstrzygnięcie toczącej się między nimi batalii.

– Obawiam się, że jestem ofiarą ponurego żartu – westchnęła Alicja.
– Jak my wszyscy. Oto istota życia.

Powrót starych bohaterów

Pisząc, że Zafon idealnie połączył wątki z poprzednich części mam na myśli, że naprawdę zrobił to perfekcyjnie. Wrócił Julian Carax z „Cienia wiatru„, parokrotnie pojawiły się nawiązania do znanego z „Gry Anioła” Davida Martina i jego urojonego upiora Corellego. Wiele tajemnic się wyjaśnia, wątki nie w pełni wyjaśnione zostają rozwikłane, a inne doprecyzowane bądź rozbudowane. Nie mogło oczywiście zabraknąć także strażnika Cmentarza Zapomnianych Książek – Izaak Monfort. Także jego tragiczna i nieznana dotąd historia została poszerzona.

Labirynt duchów - Carlos Ruiz Zafon - czytoholik

Nieoceniony jak zwykle jest Fermin, który swoimi historyjkami i wtrąceniami zapewnia humorystyczną odskocznię, ale i także przemyca każdorazowo temat do rozmyślań. Trochę zasmuciło mnie zepchnięcie na boczny tor Daniela Sempere. Przez większość wydarzeń stał on z boku, niejako nie wykazując żadnej inicjatywy. Co więcej, finalnie wszedł w buty swojego ojca, jako człowieka, który przestał podążać za swoimi marzeniami, a oddał się życiu spokojnemu, które można by również nazwać życiem bez wyrazu. Szkoda mi tego bohatera.

W całej tej burlesce, gdzie małpy śmią udawać człeka, fałsz jest spoiwem, które łączy w kupę całą maskaradę. Ludzie, nie wiem, czy ze strachu, czy z dbałości o swoje własne interesy, a może po prostu z głupoty, tak przyzwyczajają się do kłamania i powtarzania kłamstw, że oszukują nawet wtedy, gdy im się wydaje, że mówią prawdę. To znak czasów. Człowiek szczery i prawy to gatunek wymierający, skończy tak jak plezjozaury czy kuplecistki, o ile te ostatnie w ogóle kiedyś istniały, a nie są jedynie wytworem naszej wyobraźni, jak, dajmy na to, jednorożce.

Fermin Romero de Torres

Swego rodzaju pociechą dla czytelnika może być również to, że Mauricio Vallsa nie omija sprawiedliwość, choć jest ona w swych wyrokach trochę przewrotna i okrutna. Ale i czyny, których dopuścił się Valls wraz ze wspólnikami wywołują gęsią skórkę. W ogóle, mroczny wątek związany z handlem dziećmi i usuwaniem całych rodzin wzbudza wiele emocji i nie pozwala o sobie zapomnieć.

Choć to ostatni tom tej wybitnej tetralogii, to jednak z pewnością nie jest to koniec mojej przygody z twórczością tego autora. Bo w „Labiryncie duchów” uczynił on swoich bohaterów nieśmiertelnymi, ale i oni podarowali jemu nieśmiertelność. Dlatego przede mną kolejne powieści Zafona, a pierwszą z nich będzie „Marina”

Gdyby książki potrafiły mówić, nie mielibyśmy wokół siebie tylu kretynów. A pan, Fernandito, nie może pozwolić sobie na to, żeby inni pisali dialogi za pana. Niech pan skorzysta z głowy, którą Bóg umieścił na pańskim karku, i sam napisze swoje libretto, świat jest bowiem pełen oszustów skłonnych napełnić innym mózgownicę głupstwami, wszystko po to, by nie spaść z wozu i wymachiwać bezkarnie osłu marchewką przed nosem.

Fermin Romero de Torres

Podsumowanie: Czy to holik?

Prawie. „Labirynt duchów” to powieść niemal kompletna. Mnogość wątków, precyzja i kunszt literacki, świetny klimat i ciekawie wykreowane postacie. Choć książka liczy sobie niemal 900 stron, to jednak – poza kilkoma momentami – nie nuży i utrzymuje równy poziom. Niestety brakuje jej odrobiny świeżości i piękna, które porywały w „Cieniu wiatru” i gęstego klimatu, którym intrygowała „Gra Anioła„. To, jak wysoko poprzeczkę ustawił sobie Zafon poprzednimi tomami sprawiło, że niemal nieosiągalnym było ją przeskoczyć. Ale z pewnością jest to powieść lepsza od trzeciego tomu cyklu i godne, bardzo interesujące zakończenie wybitnej tetralogii.

Świat jest po prostu lustrem dla nas, którzy go kształtujemy, i jest li tylko taki, jakim go wszyscy, wspólnie, czynimy. Dlatego też takie osoby jak ty i jak ja, które przychodzą na ten świat obdarzone jakimś darem, są zobowiązane użyć tego daru dla dobra innych.

Ocena czytoholika: 4,5 / 5

Masz inne zdanie na temat tej książki? Podziel się nim w komentarzu 🙂

czytoholik

Człowiek wielu zainteresowań, pełen zapału i optymizmu. Prywatnie pasjonat nowych technologii, historii II Wojny Światowej oraz zapalony czytelnik kochający książki. Po godzinach zacięty gracz w squasha i futsal.