
Po zasileniu domowej biblioteczki ponad 80 książkami od znajomych, którzy pozbywali się swoich zbiorów, postanowiłem sięgnąć w końcu po jedną ze zgromadzonych tam powieści. Mój wybór padł na Alex Kavę i jej „Dotyk zła”. Liczyłem na mrożący krew w żyłach thriller, ale się srogo przeliczyłem.
Powrót zza grobu
Po wymierzeniu przez sąd kary śmierci seryjnemu mordercy Ronaldowi Jeffreysowi, mieszkańcy Platte City wreszcie zaczynają odżywać i ze spokojem patrzeć w przyszłość. Jednak ich sielanka nie trwa zbyt długo. Już trzy miesiące później ginie 10-letni chłopiec. Modus operandi sprawcy wydaje się identyczny jak w przypadku ofiar Jeffreysa. Jak to możliwe, skoro ów morderca już nie żyje? Czy to jego naśladowca? Sprawę prowadzi lokalny szeryf-playboy Nick Morelli wespół z agentką FBI – Maggie O’Dell, specjalistką od tworzenia profili psychologicznych. Gdy ginie kolejny chłopiec na miasteczko pada blady strach, a wszystko wskazuje na to, że morderca wrócił zza grobu.

Prawdziwy dotyk zła
Tytuł jest wręcz idealny, bo ta powieść to dosłownie dotyk zła. I to nie w metaforycznym znaczeniu, bo to najprościej rzecz ujmując zwyczajnie zła książka. Krótkie, urywane zdania, które w domyśle miały chyba dynamizować akcję i zwiększać napięcie, ale we mnie wywoływały tylko irytację. Podobnie jak krótkie, czasem nawet jednostronicowe rozdziały. Zamiast wzbudzać wzmożoną ciekawość budziły raczej niechęć, bo nie do końca można było wkręcić się akcję, poczuć się częścią wydarzeń, bo już za chwilę rozdział się kończył i akcja przenosiła się do innej postaci bądź miejsca.
Fatalnie wypada kreacja głównych bohaterów, przez których ciągle pozostawałem w niepewności, czy to na pewno krwisty thriller, czy może jednak rozbuchany harlequin. Po kolejnych, jakże lotnych rozważaniach szeryfa albo agentki FBI wybuchałem śmiechem, zastanawiając się, jak można było tak ułożyć dialogi albo kto w taki sposób myśli?
Jedynym ciekawym zabiegiem było podsuwanie głównego podejrzanego pod nos czytelnikowi, ale pozostawiając delikatną furtkę z możliwością, że to jednak nie on jest poszukiwanym mordercą. Kava zrobiła to bardzo dobrze, bo nie dawało mi to spokoju w trakcie całej lektury. Ale niestety to tylko drobny promyczek światła w mrokach ciemności zła tej powieści.

Książka bez historii
Całość tworzy obraz powieści bez historii. Książki, która wypada z pamięci niemal od razu po przeczytaniu. Choć finał tego thrillera otwiera furtkę na kolejną część, to wcale nie mam ochoty po nią sięgać. Bo „Dotyk zła” to po prostu jedna z setek powieści tego gatunku, niczym specjalnym się nie wyróżniająca, ani nie przyciągająca.
Cechą charakterystyczną tej książki jest całe mnóstwo niepotrzebnych i nieznaczących absolutnie nic dla fabuły opisów. Przykładowo:
Ściągnęła wilgotną bluzę i natychmiast poczuła przyjemny dreszcz. Był rześki, jesienny dzień, jednak Maggie spociła się po bezsennej, niespokojnej nocy. Zwinęła bluzę i idąc do kuchni, rzuciła ją do brudów. Była tak nieuważna, że nie trafiła do kosza z praniem.
No, super. To jest dokładnie to, co chciałem się dowiedzieć. Niezbędny i szalenie istotny fragment. Niestety jest to jeden z dziesiątków takich opisów.
A teraz stał tu, czując się jak ignorant, i miał wrażenie, że za chwilę zwymiotuje na wspomnienie bladego chłopca zapatrzonego w gwiazdy. Złapał się na tym, że zastanawia się, co było ostatnią rzeczą, którą widział ten mały. Danny patrzył do góry. Nick miał nadzieję, że widział na przykład lecące białe gęsi, coś spokojnego i przyjaznego.
LECĄCE BIAŁE GĘSI! Naprawdę? Facet będący szeryfem stoi na miejscu zbrodni i zastanawia się, czy ofiara widziała przed śmiercią lecące białe gęsi. Ten fragment to mój faworyt, ale jest tego znacznie więcej, choć nie chce mi się przytaczać kolejny wybitnych akapitów. Wiem, czepiam się, ale czytając takie książki budzi się we mnie wredny maruda..
Podsumowanie: Czy to holik?

Zdecydowanie nie. „Dotyk zła” to thriller, który pozostawia ogromny niedosyt. Momentami nie wiadomo, czy to na pewno dreszczowiec, czy może jednak solidne romansidło ze zbrodniami w tle. Główni bohaterowie są strasznie płascy i nierzeczywiści. W dodatku zamiast prowadzić śledztwo niemal nieustannie kombinują co by tu zrobić, by znaleźć się razem pod ciepłą pierzynką. Ze zdumieniem zobaczyłem, że jest 11 kolejnych części przygód agentki O’Dell, ale ja ich z pewnością nie poznam.
Ocena czytoholika: 3 / 5