Już od dłuższego czasu szykowałem się na spotkanie z Jackiem Ketchumem, zwłaszcza po wielu zachęcających opiniach i recenzjach, które czytałem. Wiedziałem, że właściwie niezależnie od tego, którą jego książkę wybiorę, to będzie brutalnie i dość bezwzględnie. Mój wybór padł na najbardziej znaną z powieści tego autora – „Dziewczynę z sąsiedztwa”. Po przeczytaniu wiem, że to było prawdopodobnie moje ostatnie spotkanie z tym pisarzem.
„Dziewczyna z sąsiedztwa” opowiada historię grupy nastolatków żyjących w małej amerykańskiej mieścinie w latach 50-tych ubiegłego wieku. Żyją z dnia na dzień wpadając na różne zwariowane pomysły, by urozmaicić czas wakacji, gdy nie ma zajęć szkolnych. Bawiąc się, eksperymentują i raz po raz przekraczają granice, czego efektem staje się „gra”. Z pozoru niewinna zabawa budzi w nastolatkach mroczne instynkty. Sytuacja dodatkowo zaognia się, gdy do miasteczka przenoszą się dwie nowe dziewczyny, które zamieszkały u swej ciotki Ruth po tym, gdy w wypadku zginęli ich rodzice. Jeszcze nie wiedzą, że być może lepiej byłoby, gdyby i one nie uszły z życiem z tamtego wypadku…
Pierwsza część książki mocno przypadła mi do gustu. Przypomniały mi się moje własne przygody z dzieciństwa – czasy, gdy wraz z paczką przyjaciół robiło się szalone rzeczy. Podobnie jest właśnie w powieści Ketchuma. Wakacje to czas, gdy przez cały dzień przebywa się poza domem w poszukiwaniu przygód i sytuacji, które mogą uczynić ten dzień wyjątkowym. Początkowo nic nie zapowiada zbliżającego się koszmaru i do jego rozpoczęcia „Dziewczyna z sąsiedztwa” naprawdę mi się podobała. Jednak gdzieś z tyłu głowy szeptał głos, że sprawy nabiorą ponurego obrotu. I nabrały. A potem było już niestety tylko gorzej.
Lubię, gdy książka posiada jakiś morał. Gdy po jej przeczytaniu mogę stać się lepszym lub gdy choć raz zmusi mnie do refleksji. Wtedy czuję, że jej przeczytanie miało sens. Czytając opisy brutalnych scen znęcania się nad młodą dziewczyną nie potrafiłem odnaleźć w tym żadnego ukrytego sensu. No, może poza obserwacją, że zło jest przeraźliwie chytre i mało kiedy atakuje od razu pełnią swojej mocy. Zazwyczaj nabiera swojej potęgi z czasem, rozwijając się po cichu. Dlatego błędem jest już choćby uchylenie delikatnie furtki na jego przywitanie. Potem sączy już swój jad w sposób obezwładniający i porażający. Tak właśnie wygląda to w sytuacji bohaterów książki. To, co początkowo było jedynie „grą”, przeradza się w nieludzkie okrucieństwo i dzikie barbarzyństwo.
Osobnym tematem jest postać głównego bohatera, który zarazem jest narratorem całej historii. Opowiada ją po latach od tych tragicznych wydarzeń, lecz mimo upływu czasu, wciąż nie poradził sobie ze skutkami okrucieństwa, którego był świadkiem. Czy tylko świadkiem? A może również najbardziej tchórzliwym uczestnikiem? Bo czy po przeczytaniu tej książki można nie zadać sobie pytania, czy to nie on był w tej okropnej historii najbardziej winny? Pozostali oprawcy to bezduszni degeneraci, ale David ma świadomość zła, które jest wyrządzane dziewczynie.
Co do stylu w jakim pisze Ketchum, to nie przeczę, że robi to w sposób wyjątkowo ciekawy i rozbudzający zainteresowanie. Jednak w mojej ocenie za bardzo epatuje bezsensowną przemocą. W dodatku nie jestem fanem horrorów jako takich, a jeśli już czytam historie niewyobrażalnych ludzkich tragedii, to wolę gdy zakończenie przynosi jakieś przesłanie. Tu mi go zabrakło. Jak sądzę, nieprędko (o ile w ogóle) wrócę do prozy Ketchuma, bo z tego, co się orientuję, chyba wszystkie jego książki kręcą się wokół tematów pełnych przemocy i moralnej pustki.
Podsumowanie: Czy to holik?
Raczej nie. „Dziewczyna z sąsiedztwa” to książka, która jest dość wysoko oceniana na wszystkich portalach książkowych, ale mi nie przypadła do gustu. Z tego, co czytałem w komentarzach o tej powieści choćby na LubimyCzytać, to nie jestem odosobniony w jej ocenie. To historia, którą przez pewien czas czyta się z zaciekawieniem, lecz potem pozostaje jedynie obrzydzenie i niesmak. Choć jest ona oparta (dość luźno) na prawdziwych wydarzeniach, to jednak pełna szczegółów brutalna dokładność opisów budzi odrazę. A nie jest to uczucie, które lubię odczuwać po zakończeniu czytania jakiejkolwiek książki.
Ocena czytoholika: 3,5 / 5