„Człowiek nietoperz” to pierwsza część cyklu przygód Harry’ego Hole’a – norweskiego policjanta śledczego. W odległej Australii zostaje zamordowana norweska obywatelka, Inger Holter. Harry Hole zostaje wysłany do krainy kangurów, by wspomóc lokalną policję w śledztwie. Na miejscu zaprzyjaźnia się z tamtejszym oficerem policji – Andrew Kensingtonem, który wprowadza go w pełne mrocznych sekretów życie największego australijskiego miasta – Sydney.
Choć sprawa morderstwa początkowo wydaje się być nieskomplikowana, to są to jedynie pozory. Z każdą chwilą okazuje się, że to, co początkowo można uznać za pewnik, jest jedynie fałszywą poszlaką. Choć wstępne dowody wskazują na byłego chłopaka Inger, to niczego nie można być pewnym. A Harry, który przyjechał jedynie na kilka dni być może będzie zmuszony zostać znacznie dłużej niż się spodziewał.
W trakcie kilkudniowego śledztwa Harry Hole mierzy się nie tylko z zagadką śmierci norweskiej obywatelki. Przychodzi mu także stanąć oko w oko z własnymi zmorami przeszłości, które już raz zaprowadziły go nad życiową przepaść. Czy tym razem wyjdzie z tego cało? Jak walka z samym sobą wpłynie na znalezienie sprawcy brutalnego mordu? Czy jest możliwe, że oprawca jest seryjnym mordercą biorącym sobie na cel białe blondynki? Czy to co wydaje się nieprawdopodobne, jest prawdziwe? Czy jest możliwe, że faktyczny sprawca czai się tuż za rogiem, tam gdzie jest najciemniej? Wreszcie: kim jest tytułowy człowiek nietoperz? Aby znaleźć odpowiedzi na wyżej wymienione pytania musicie przeczytać tę książkę 🙂
Nasza ocena: Czy to holik?
Jednak nie. Niezwykle interesujące jest budowanie głównych postaci, które są złożone i niejednoznaczne, kryją swoje mroczne tajemnice. Akcja jest rozbudowana, tempo to wzrasta, to maleje. Ciężko przychodzi czytelnikowi wskazać głównego podejrzanego, ponieważ przesłanki co chwilę wskazują na inną osobę. To wszystko na plus. Na minus jednak nieco za bardzo rozciągnięte retrospekcje, które mają pomóc lepiej poznać głównego bohatera, jednak czasem stają się po prostu za długie. Wadą jest także wprowadzanie zbyt wielu wątków osobistych, które nieraz wydają się być typowymi zapychaczami, wypełniającymi jedynie strony. Wywołuje to momentami lekkie znużenie czytaniem. Całość ratuje zaskakująca końcówka. Książkę warto przeczytać, choć w mojej ocenie druga część pt. „Karaluchy” jest ciekawsza.
Ocena czytoholika: 3,5 / 5