Po przeczytaniu „Za zamkniętymi drzwiami” B. A. Paris postanowiłem zabrać się za inny ubiegłoroczny hit – „Czasami kłamię” autorstwa Alice Feeney. Spotkałem się z wieloma bardzo przychylnymi recenzjami i opiniami na temat tej właśnie książki, dlatego tym bardziej ze sporymi oczekiwaniami sięgnąłem po debiutancką powieść Feeney. I nie zawiodłem się, bo „Czasami kłamię” to kawałek całkiem dobrej rozrywki.
Główną bohaterką książki Feeney jest Amber Reynolds, prezenterka radiowa jednej z londyńskich rozgłośni. Amber już na początku opowieści zdradza czytelnikom trzy niezwykle istotne rzeczy:
Jestem w śpiączce.
Mój mąż już mnie nie kocha.
Czasami kłamię.
Te trzy zdania, niejako ustawiają sposób patrzenia na Amber i jej historię. No, przynajmniej do momentu, gdy okaże się, że główna bohaterka faktycznie czasami kłamie, w tym również potrafi okłamać czytelnika. A wtedy perspektywa zmienia się dość znacząco. I przyznam, że moment ten był dla mnie najciekawszym w całej powieści. Ale od początku.
Amber w przeddzień Świąt Bożego Narodzenia ulega tragicznemu wypadkowi samochodowemu, w wyniku którego trafia w śpiączce do szpitala. Jej stan jest szalenie poważny i walczy o życie. I choć leży w śpiączce, to jej umysł pracuje na pełnych obrotach i słyszy wszystko, co wokół niej się dzieje. Nie potrafi odpowiedzieć ani w jakikolwiek inny sposób zareagować. A wszyscy pozostali bohaterowie tej historii nie są świadomi tego, że Amber ich słyszy. A tajemnic i pełnych zagadek sekretów, odkrywa się z każdą chwilą coraz więcej.
Książka napisana jest w narracji pierwszoosobowej, a historia opowiadana jest właśnie przez Amber i czytelnik obserwuje wydarzenia z jej perspektywy. Do tego autorka użyła zabiegu narracji dwutorowej z podziałem na wtedy i teraz. Powroty do wydarzeń tuż sprzed wypadku raz po raz uchylają czytelnikowi rąbka tajemnicy na temat tego, co naprawdę wydarzyło się w życiu Reynolds. W dodatku kilka razy zastosowano retrospekcje z powrotem do dzieciństwa głównej bohaterki, co również rzucało całkiem nowe światło na osobę Amber.
Wszystkie te zabiegi i sposób pisania przez Feeney wzmaga ciekawość i przyznam, że autorka w całkiem zgrabny i interesujący sposób prowadzi czytelnika przez tę powieść. Z każdą chwilą w głowie rodziło mi się coraz więcej pytań, a odpowiedzi było jak na lekarstwo. I wtedy przyszedł moment, w którym Amber Reynolds skłamała. Nie po raz pierwszy, ale na pewno w sposób najbardziej zaskakujący. Fragment ten był najciekawszy i dla samego tego momentu warto tę powieść przeczytać.
Podsumowanie: Czy to holik?
Niezupełnie. Choć „Czasami kłamię” to całkiem wciągający i interesujący thriller, to jednak nie była to powieść, która pochłonęła by mnie bez reszty i zapadła na dłużej w pamięci. Był to już kolejny thriller, w którym użyto ciągłych retrospekcji i podziału wydarzeń na wtedy i teraz, a zabieg ten, choć początkowo był dla mnie interesujący, to teraz powoli mnie już nuży, bo pojawia się w coraz większej liczbie książek. Przez co znacząco traci na oryginalności. Kilka razy w trakcie lektury byłem także trochę poirytowany zachowaniami głównej bohaterki. Jednak całość oceniam na plus.
Jestem ciekaw jak będzie toczyła się dalsza kariera pisarka Feeney i z chęcią w przyszłości sięgnę po kolejną jej powieść.
Ocena czytoholika: 4 / 5
// Uff… W końcu udało mi się powrócić na bloga. Była to chyba jak do tej pory najdłuższa przerwa w mojej blogerskiej historii i mam nadzieję, że prędko się nie powtórzy 😉 Kryzys w czytaniu, do tego remont, a żeby było mało, to jeszcze Mundial! Ach, kiedy tu znaleźć czas na książki i blog? 🙂 //