Fantastyczne jest to uczucie, gdy sięgasz po książkę z pewną dozą niepewności i zastanawiasz się: czy na pewno mi się spodoba? I już po kilku stronach czujesz, że coś w środku wskakuje na odpowiednie miejsce, jak idealnie dopasowany puzzel. Tak właśnie miałem w przypadku powieści „Wypijmy, nim zacznie się wojna” Dennisa Lehane’a. Autor ten kilka miesięcy temu w brawurowy sposób wdarł się na listę moich ulubionych pisarzy i robi wszystko, by listy tej nigdy nie opuścić. Chwała mu za to. 🙂
„Wypijmy, nim zacznie się wojna” to kryminał będący pierwszą częścią cyklu, którego głównymi bohaterami są Patrick Kenzie i Angela Gennaro – prowadzący wspólnie praktykę detektywistyczną. Znani są z tego, że są dobrzy w swoim fachu, dlatego otrzymują zlecenie od wysoko postawionych polityków. Ich celem jest znalezienie zaginionej sprzątaczki, podejrzewanej o kradzież dokumentów. Dokumentów niezwykle istotnych, które jak się okaże, będą decydowały o życiu i śmierci wielu osób. Ok, będę bardziej precyzyjny – głównie o śmierci.
Tak zaczyna się świetna przygoda z parą detektywów, pełna dynamizmu i co najważniejsze – absolutnie fenomenalnego czarnego humoru. Barwne dialogi i szalenie bogate opisy miejsc wydarzeń, to cechy charakterystyczne Lehane’a, do których zdążył mnie już przyzwyczaić. Ale niezmiernie dobrze znów się przekonać, że czytając kolejną książkę tego autora, mogę się przednio ubawić i nieraz zachwycić drobiazgowością opisywanych przez niego scen.
Tu za rogiem jest bar. Wypijmy, nim zacznie się wojna.
Akcja jak zwykle toczy się w Bostonie, rodzinnym mieście pisarza. To właśnie tam rozgrywają się pojedynki mafii, strzelaniny i porwania, tajemnice i zagadki. Ciekaw jestem, czy Boston faktycznie jest tak niebezpiecznym i skomplikowanym miastem, jak pisze o tym Lehane. A może jednak jest tak jak w przypadku naszego Sandomierza, które dzięki przygodom ojca Mateusza jawi się jako miasto z najwyższym wskaźnikiem popełnianych morderstw i zbrodni w Polsce, kto wie? 😉
Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, a opowiadającym jest jeden z dwójki głównych bohaterów – Patrick. Dzięki takiemu sposobowi prowadzenia akcji, poznać można nieco bardziej Kenziego, jego osobowość i mroki pełnego bólu dzieciństwa, które do dziś nie dają mu spokoju. Muszę przyznać, że lubię taką formę narracji, bo czuję wtedy, jak gdyby to sam bohater książki opowiadał mi bezpośrednio historię swojego życia. Taki prosty zabieg, a jakże dla mnie cenny. Jednak nie zawsze pierwszoosobowa narracja do mnie trafia. Czasem wolę posłuchać wszechwiedzącego narratora, ale w w przypadku tej książki Lehane’a ta metoda się sprawdza.
W dodatku, choć jest to pierwsza część cyklu, to jestem przekonany, że można czytać je niezależnie. Lehane bowiem napisał „Wypijmy, nim zacznie się wojna” w taki sposób, że czytelnik poznaje bohaterów już w trakcie ich działania w roli detektywów. Po kilkudziesięciu stronach musiałem aż sprawdzić, czy na pewno jest to pierwsza część, bo wydawało się, że już mają za sobą kilka przygód, a lubię czytać w odpowiedniej kolejności. Więc sprawdziłem: tak, to pierwsza część. 😉
W trakcie lektury „Wypijmy, nim zacznie się wojna” przychodziły mi skojarzenia z cyklem Harlana Cobena o innym detektywie – Myronie Bolitarze. Tam również występują błyskotliwe i zabawne dialogi, ciekawie zawiązana akcja, a i główny bohater ma szalonego przyjaciela, który swoją bezwzględnością nieraz zapewnia mu ochronę. Na tym skojarzenia się kończą, ale przyznam, że obie serie czyta mi się z podobnym zaangażowaniem i chęcią. Już wiem, że w bardzo niedalekiej przyszłości (czyt. za kilka/kilkanaście dni) sięgnę po kolejny tom przygód duetu Kenzie & Gennaro.
Poniżej kilka smakowitych kąsków mających zachęcić do sięgnięcia po książkę Lehane’a:
Podsumowanie: Czy to holik?
Niezupełnie. To bardzo dobrze napisana powieść kryminalna z niezwykle barwnie skonstruowanymi postaciami. Głównym atutem „Wypijmy, nim zacznie się wojna” są dialogi po brzegi wypełnione czarnym humorem i opisy bardzo bogate w detale. Nie jest to jednak kryminał, podczas którego z nerwów i zaciekawienia obgryza się paznokcie. Pod tym względem daleko tej książce do „Wyspy tajemnic” tego samego autora. Nie zmienia to faktu, że z przyjemnością w najbliższych tygodnia zagłębię się nieco bardziej w świat wypełniony przygodami Patricka Kenziego i Angie Gennaro. Bo chęć przeczytania kolejnych części cyklu aż mnie rozpiera. 🙂
Ocena czytoholika: 4 / 5