Po przeczytaniu „Horyzontu” wiedziałem, że nie będzie to moja ostatnia przygoda z twórczością Jakuba Małeckiego. Zauroczył mnie wtedy jego styl pisania – z jednej strony prosty, a jednak subtelny i dojrzały. Bardzo podobnie jest w przypadku kolejnej jego powieści pt. „Saturnin”.
Rodzinne tajemnice i traumy
Saturnin Markiewicz jest mężczyzną przed 30-tką mieszkającym samotnie w Warszawie. To facet trochę zagubiony, niepewny siebie, z kompleksami. Niegdyś mistrz Polski juniorów w podnoszeniu ciężarów, którego kariera legła w gruzach wraz z pogruchotaną ręką. Dziś próbuje poukładać sobie życie, wejść w związek, odnaleźć szczęście. Jeden telefon od matki sprawia, że Satek będzie musiał wrócić do rodzinnej wsi, a także do tajemnic przeszłości, które w tej rodzinie mocno pielęgnowano. Otóż jego dziadek – Tadeusz, człowiek twardy i surowy, wyszedł z domu i zniknął. Matka Satka jest zrozpaczona i prosi syna o pomoc w odnalezieniu dziadka. By to się jednak udało, wszyscy członkowie rodziny muszą zmierzyć się ze swą niełatwą przeszłością, skrywającą ból, cierpienie i smutek.
Na wstępie muszę przyznać, że tytuł „Saturnin” początkowo mocno mnie zniechęcał. Kojarzył mi się z kosmosem, a jak już się dowiedziałem, że to imię głównego bohatera, to tym bardziej nie chciałem brać tej książki do ręki. Dobrze, że zmieniłem zdanie 🙂 Bo „Saturnin” to powieść niby zwykła a jednak wyjątkowa. Małecki ma tę niesamowitą umiejętność pisania o wydawałoby się rzeczach codziennych, typowych, np. rodzinnych relacjach, w sposób głęboki i dotykający wielu skrywanych uczuć. Robi to w sposób niewymuszony, naturalny, a przy tym poruszający.
(Nie)zwykła historia
Wydarzenia opisywane w książce poznajemy z trzech punktów widzenia: Satka, Tadeusza oraz Hanki – matki Saturnina. Każde z nich ma swoje przeżycia, które dopiero po połączeniu w całość dają pełny obraz rodzinnych zmagań i trosk, jakim przyszło stawić czoła Markiewiczom. Początkiem jest wojna. Jak w wielu polskich rodzinach, czego często nawet nie jesteśmy świadomi. Traumy przenoszone z pokolenia na pokolenie. A ich źródłem – właśnie okrucieństwo II Wojny Światowej. Tadeusz nie chciał brać w niej udziału. A po niej nie był już tym samym człowiekiem. Hanka chciała jedynie prawdziwie się zakochać, a los sprawił, że wyszło zupełnie inaczej. Wreszcie Satek – próbuje zrozumieć, dlaczego jest takim właśnie człowiekiem. Próbuje za odkryć swoje prawdziwe „ja” skryte głęboko w świadomości i rodzinnej historii.
„Saturnin” to powieść intymna, osobista – zwłaszcza w kontekście posłowia autora. Właśnie: posłowie. Tam Małecki rzuca całkiem nowe światło na całą tę historię. Jeśli jeszcze nie czytałeś (-aś) „Saturnina”, to gwarantuję Ci, że tych kilka akapitów na koniec mocno Cię poruszy. Po lekturze dwóch książek tego autora dołączam niniejszym do grona jego licznych fanów. Z pewnością sięgnę po kolejne powieści Małeckiego, by ponownie wyruszyć w ten zwykły świat codziennych wzruszeń i skrywanych pragnień. Bo warto!
Podsumowanie: Czy to holik?
Prawie. „Saturnin” to poruszająca historia trudnych rodzinnych relacji. Tytułowy bohater jest mężczyzną z problemami, próbującym odnaleźć samego siebie. W dodatku przyjdzie mu również zmierzyć się z traumami, które przekazywane były z pokolenia na pokolenie. A początkiem tych rodzinnych dramatów jest wojna, w której uczestniczył dziadek Satka, a po której nic już w jego życiu nie było takie samo. Małecki kolejny raz udowadnia, że świetnie odnajduje się w pisaniu o zwykłym, codziennym życiu w sposób niezwykły i niecodzienny. „Saturnin” to dopiero druga książka tego autora, którą przeczytałem, ale już wiem, że będzie ich więcej.
Ocena czytoholika: 4,5 / 5