Wściekłość i duma - Oriana Fallaci
Tytuł: Wściekłość i duma
Gatunek:
Kolekcja:
Ocena:
Wydawnictwo:
Liczba stron: 183
Data wydania: 2001
Z tej serii również:
Siła rozumu - Oriana Fallaci2

„Wściekłość i duma” to książka-apel napisana przez Orianę Fallaci bezpośrednio po atakach na wieże WTC, w pobliżu których autorka mieszkała. Da się odczuć to, że przepełniają ją emocje, którym musiała dać upust. I dała. Efektem jest właśnie „Wściekłość i duma”.

Są jednak chwile w życiu, gdy milczenie staje się grzechem, a mówienie jest nakazem. Obywatelskim obowiązkiem, moralnym wyzwaniem, imperatywem kategorycznym, przed którym nie ma ucieczki.

Być może bez tych emocji książka ta by nie powstała, były niejako niezbędnym zapalnikiem. Jednak w mojej ocenie momentami Fallaci niesiona falą negatywnych uczuć niepotrzebnie zatraca się w nich i gubi jasność przekazu. Znacznie lepiej mogłaby wyglądać książka napisana z większym wyczuciem i spokojem, punktująca raz po raz wszystkie zarzuty, krzywdy i kłamstwa.

I to, co napisałam po 11 września, było w gruncie rzeczy niepohamowanym płaczem. Nad żywymi, nad umarłymi. Nad tymi, którzy wyglądają na żywych, ale naprawdę są martwi. Martwi, ponieważ nie mają jaj, żeby się zmienić, żeby stać się ludźmi godnymi szacunku.

Nie jest tajemnicą, że Oriana Fallaci nie była zwolenniczką islamu. Jednak nie wynikało to z jej ateizmu czy antyklerykalizmu, do których bez ogródek się przyznawała. Nie akceptowała islamu ze względu na ogrom zła, którego była naocznym świadkiem podczas dziesiątek lat ciężkiej i naznaczonej wyjątkową odwagą pracy dziennikarki i korespondentki wojennej z ogarniętych szaleńczą falą aktów zbrojnych terenów. Zła, którego pośrednią albo bezpośrednią przyczyną była często właśnie ta religia i zwyczaje, które ze sobą niesie.

W świecie, w którym niepopularne stało się wyrażanie poglądów niezgodnych z oficjalną retoryką, ta uważana przez wielu za jedną z najwybitniejszych dziennikarek XX wieku nie bała się mówić i pisać tego, co myśli. Niezwykle dobitnie wyraża ona swoją odpowiedź na często formułowany argument o zderzeniu ze sobą dwóch kultur, z którego to zderzenia wynikać mogą nieporozumienia czy waśnie pomiędzy Europejczykami a muzułmanami. Z wielką zapalczywością stawia pytanie: jak świat arabski nazwać można kulturą i przyrównać do dorobku cywilizacji europejskiej?

Fallaci pisze w sposób mocno bezpośredni, dobitny i bezkompromisowy. Jakże daleki od dziś nadużywanego języka dyplomacji zamkniętego w formę politycznej poprawności. Pisze rzeczy niepopularne, wyjątkowo mocnym językiem, nieraz nawet zbyt mocnym, być może właśnie po to, by zaszokować. By swą książką krzyknąć: „Obudź się, Europo!”

Mówię do ludzi, którzy, choć nie są głupi ani źli, żyją złudzeniami pobożności, niepewności, wątpliwości. Do nich mówię: Ludzie, obudźcie się, obudźcie się! Zastraszeni perspektywą płynięcia pod prąd, bojąc się wyjść na rasistów (zresztą zupełnie niewłaściwe słowo, bo problem nie ma nic wspólnego z rasą – chodzi o religię), nie rozumiecie lub nie chcecie zrozumieć, że toczy się już Odwrotna Krucjata.

„Wściekłość i duma” niewątpliwie zmusza do refleksji i postawienia trudnych pytań. Sam w ostatnich miesiącach byłem w Rzymie i Mediolanie. Wszędzie, na każdym rogu znajdowało się wojsko albo karabinierzy. Przed każdym zabytkiem, atrakcją turystyczną czy kościołem co najmniej kilku uzbrojonych żołnierzy. Nie wyglądało mi to na pokaz siły, lecz raczej słabości. Słabości państwa, które nie potrafi zagwarantować bezpieczeństwa swoim obywatelom, które nie daje możliwości normalnego, spokojnego życia bez lęku i troski o to, by nie stracić życia w wyniku jakiegoś tchórzliwego aktu terroru. Trudno się z Orianą Fallaci w tym nie zgodzić.

Książka „Wściekłość i duma” jest uznawana za część trylogii, w której skład wchodzą jeszcze: „Siła rozumu” oraz „Wywiad z samą sobą. Apokalipsa”. Każdą z nich można jednak czytać osobno. W przyszłości bez wątpienia sięgnę po pozostałe dwie części jak i inne pozycje tej autorki.

Teraz dość. Powiedziałam, co musiałam powiedzieć. Moja wściekłość i moja duma kazały mi to zrobić. Moje czyste sumienie i wiek pozwoliły mi spełnić ten rozkaz, ten obowiązek. Ale teraz obowiązek został spełniony. Więc dość. Wystarczy. Dość.

Poniżej zostawiam kilka cytatów z książki, które oddają jej charakter i być może zachęcą Cię do sięgnięcia po twórczość Oriany Fallaci.

Uwaga spoiler!

Za szczególnie niegodnych szacunku czy litości uważam tych, którzy zafundowali sobie śmierć w Nowym Jorku, w Waszyngtonie i w Pensylwanii. Przede wszystkim tego Muhammeda Attę, który zostawił dwa testamenty, a w jednym z nich napisał: „Na moim pogrzebie nie chcę istot nieczystych. To znaczy zwierząt i kobiet”. W tym samym testamencie dodał: „Nawet w pobliżu mego grobu nie życzę sobie istot nieczystych. Zwłaszcza tych najbardziej nieczystych: kobiet w ciąży”.

Zaślepieni krótkowzrocznością i głupotą Politycznie Poprawnych, nie zdajecie sobie sprawy lub nie chcecie zdać sobie sprawy, że toczy się już wojna religijna. Wojna, którą oni nazywają dżihadem. Wojna, która nie ma być może (być może?) na celu podboju naszego terytorium, ale z pewnością ma na celu podbój naszych dusz i zlikwidowanie naszej wolności.

Na Boga! Czy nie rozumiecie, że ci wszyscy Osamowie bin Ladenowie uważają się za uprawnionych do zabijania was i waszych dzieci, bo pijecie alkohol, bo nie nosicie długich bród, czadoru czy burki, bo chodzicie do teatru i do kina, bo kochacie muzykę i śpiewacie piosenki, bo tańczycie i oglądacie telewizję, bo nosicie minispódniczki albo szorty, bo na plaży i na basenie opalacie się nago czy prawie nago, bo kochacie się wtedy, kiedy chcecie, i z tymi, z którymi chcecie, czy też dlatego że nie wierzycie w Boga?!? Jestem ateistką, chwała Bogu. I nie mam zamiaru dać się ukarać tym niedorozwiniętym bigotom, którzy zamiast wnieść swój wkład w ulepszenie ludzkości, salamują i gdaczą modlitwy pięć razy dziennie.

Moje rozumowanie dwadzieścia lat temu szło mniej więcej tym tropem: „Jaka jest logika w szanowaniu tych, którzy nie szanują nas? Jaka godność w obronie ich kultury czy rzekomej kultury, jeśli oni okazują pogardę naszej?

Dość tych bzdur, mój drogi: Kopernik, Galileusz, Newton, Darwin, Pasteur, Einstein nie byli wyznawcami Proroka. Prawda? Silnik, telegraf, żarówka, mam na myśli wykorzystanie elektryczności, fotografia, telefon, radio, telewizja nie zostały wynalezione przez jakichś mułłów czy ajatollachów. Prawda? Pociąg, samochód, samolot, helikopter (o którym marzył i który projektował Leonardo da Vinci), statki kosmiczne, którymi polecieliśmy na Księżyc i na Marsa i które niedługo polecą Bóg wie gdzie, tak samo. Prawda? Przeszczepy serca, wątroby, oczu i płuc, lekarstwo na raka, rozszyfrowanie genomu, także. Nieprawda? Nie zapominajmy też o poziomie życia, jaki osiągnęła zachodnia kultura we wszystkich warstwach społecznych. Na Zachodzie nie umieramy już z głodu i na uleczalne choroby tak jak ludzie w krajach muzułmańskich. Prawda czy nie? Ale nawet gdyby były to wszystko mało ważne osiągnięcia (w co wątpię), powiedzcie mi: gdzie są zdobycze tej drugiej kultury, kultury bigotów z brodami, w czadorach i burkach?

Żadnego innego osiągnięcia w dziedzinie sztuki czy w ogrodzie Myśli. Żadnych dokonań na polu nauki, techniki czy dobrobytu… Kiedy wypowiadam takie słowa, niektórzy protestują i mówią „matematyka”. Jak zwykle rycząc i plując mi w twarz swoją cuchnącą śliną, Arafat w roku 1972 powiedział mi, że jego kultura jest „wyższa” od mojej, ponieważ jego przodkowie wynaleźli matematykę i liczby. (…) Ale oprócz małej inteligencji i bezmiernej niewiedzy Arafat ma też krótką pamięć. Nie, panie pyszałkowaty pyskaczu, wyjaśnijmy to raz na zawsze: pańscy przodkowie nie wynaleźli matematyki. Matematyka została wynaleziona mniej więcej równocześnie przez Arabów, Hindusów, Greków, Majów, mieszkańców Mezopotamii. Idź i sprawdź. Twoi przodkowie nie wynaleźli też liczb. Po prostu wynaleźli nowy sposób ich zapisywania. Sposób, który my, niewierni, przyjęliśmy, ułatwiając i przyspieszając tym samym odkrycia, których wy nigdy nie dokonaliście. Ten wynalazek jest wysoce chwalebny, przyznaję. Niewątpliwie godny najwyższego uznania. Ale jest też niewystarczający, by uznać kulturę islamską za wyższą od kultury zachodniej.

Oto jest zatem moja odpowiedź na pytanie o to, co nazywacie „różnicami między dwoma kulturami”. Jest na tym świecie miejsce dla każdego. W swoich własnych domach, swoich własnych krajach ludzie robią, co chcą. Jeśli zatem w krajach muzułmańskich kobiety są tak głupie, że noszą czadory i burki, jeśli są tak niemądre, że akceptują fakt, iż są mniej warte od wielbłąda, jeśli są tak tępe, że wychodzą za mąż za rozpustnika, który chce mieć cztery żony, tym gorzej dla nich. Jeśli ich mężczyźni są tak niemądrzy, że odmawiają kieliszka wina czy szklanki piwa, to samo. Ja nie zamierzam mieszać się do ich wyboru. Mnie wychowano w zrozumieniu wolności, do cholery, a moja matka zawsze mówiła: „Świat jest ciekawy, bo jest różnorodny”. Ale jeśli próbują narzucić te szaleństwa mnie, mojemu życiu, mojemu krajowi, jeśli chcą zastąpić moją kulturę swoją kulturą czy swoją rzekomą kulturą… A chcą. Osama bin Laden oświadczył, że cały ziemski glob musi stać się muzułmański, że po dobroci czy nie on nas nawróci, że aby osiągnąć ten cel, zabija nas i nadal będzie nas zabijał. Tego zaś nie może zaakceptować nawet najbardziej tępy czy cyniczny adwokat islamu.

Podczas synodu w Watykanie zorganizowanego w październiku 1999 roku dla przedyskutowania stosunków między chrześcijanami a muzułmanami, pewien sławny uczony islamski zwrócił się do oniemiałych słuchaczy, oświadczając ze spokojną bezczelnością: „Dzięki waszej demokracji najedziemy was, dzięki islamowi podporządkujemy was sobie”.

Nie wymienia powodu, dla którego zostały skazane i stracone. Czy zdjęły burki, czy odsłoniły twarze, żeby napić się wody? Czy złamały zakaz śpiewu, czy mruczały kołysankę jakiemuś noworodkowi? A może popełniły zbrodnię śmiechu? (Tak: śmiechu. Napisałam „śmiechu”. Nie wiedziałeś, że fundamentaliści muzułmańscy zabraniają kobietom się śmiać?)

Feministkom ze złych wspomnień, mam coś do powiedzenia. Zdejmijcie maski, podrabiane Amazonki. Czy pamiętacie, jak, zamiast przyznać, że pokazuję wam drogę i że wykazałam, że kobieta może wykonać każdą pracę tak jak mężczyzna, a nawet lepiej niż mężczyzna, zasypałyście mnie obelgami? Czy pamiętacie, jak zamiast pójść moim śladem, nazwałyście mnie „podłą męską szowinistyczną świnią” i obrzuciłyście kamieniami, ponieważ napisałam książkę pod tytułem „List do nienarodzonego dziecka”? („Ona ma mózg w macicy”.) No i dokąd poszedł wasz gorzki, jadowity feminizm? Kiedy skończyła się wasza rzekoma wojowniczość na pokaz? Czy możecie mi powiedzieć, dlaczego kiedy chodzi o wasze muzułmańskie siostry, kobiety, które są torturowane i poniżane, i mordowane przez prawdziwe męskie szowinistyczne świnie, naśladujecie milczenie swoich małych mężczyzn? Czy możecie mi wytłumaczyć, dlaczego nigdy nie zorganizujecie krótkiego ujadania pod ambasadą Afganistanu czy Arabii Saudyjskiej, dlaczego nigdy nie wypowiecie się przeciw okropnościom, o których mówię, dlaczego milczycie, nawet jeśli dzieją się na waszych oczach?

Przeszłość natomiast jest pewnością. Konkretem, ustaloną rzeczywistością, szkołą, bez której nie możemy się obejść, bo jeśli nie znamy przeszłości, nie rozumiemy teraźniejszości i nie możemy próbować kształtować przyszłości. Ucieleśniać jej naszymi marzeniami i fantazjami.

Nie jeżdżę stawiać namiotów w Mekce. Nie idę recytować „Ojcze Nasz” czy „Zdrowaś Mario” przed grobem Proroka. (…) Kiedy jestem w ich krajach (co nie sprawia mi najmniejszej przyjemności), nigdy nie zapominam, że jestem gościem i cudzoziemką. Staram się nie obrażać ich uczuć swoim strojem czy gestami, czy zachowaniem, które dla nas mogą być normalne, a dla nich nie do przyjęcia. Traktuję ich z należnym szacunkiem, należną grzecznością, uwagą.

Podsumowanie: Czy to holik?

Niezupełnie. To cenna książka, z którą warto się zapoznać. To apel, czy wręcz krzyk, który miał przedrzeć się przez uśpioną Europę, by zmusić ją do refleksji. „Wściekłość i duma” to wreszcie przepełnione bólem, żalem i gniewem wołanie Oriany Fallaci, które spisała by wyrazić dręczące ją emocje bezpośrednio po zamachach z 11 września 2001 roku. Uczucia, które przelała na papier stanowią zarówno mocną, jak i słabą stronę tej książki. Mocną, bo nadają jej wyrazistości i prawdziwości. Słabą, bo momentami ma się wrażenie, że autorka daje się tym emocjom ponieść za bardzo, co kładzie się jakością na tym, co chciała przekazać.

Ocena czytoholika: 4 / 5

 

Masz inne zdanie na temat tej książki? Podziel się nim w komentarzu 🙂

czytoholik

Człowiek wielu zainteresowań, pełen zapału i optymizmu. Prywatnie pasjonat nowych technologii, historii II Wojny Światowej oraz zapalony czytelnik kochający książki. Po godzinach zacięty gracz w squasha i futsal.