
„Trybunał dusz” Donato Carrisiego to jedna z tych książek, których przeczytanie odkładałem całymi miesiącami bez konkretnej przyczyny. Po raz pierwszy z twórczością tego autora spotkałem się na blogu Kasi z k-czyta.pl i zapisałem sobie, by po powieści Carrisiego sięgnąć koniecznie. Teraz już wiem, że ta wielomiesięczna zwłoka nie miała podstaw 😉
Najtajniejsze tajemnice
Marcus jest watykańskim księdzem, penitencjariuszem, członkiem elitarnego zrzeszenia agentów Trybunału Sumienia – tajnej kościelnej organizacji, która poznaje najmroczniejsze ludzkie sekrety w czasie spowiedzi. Problem w tym, że Marcus niczego nie pamięta, bo po postrzale cierpi na amnezję i w powrocie do zdrowia towarzyszy mu Clemente – inny penitencjariusz, będący przy tym przewodnikiem Marcusa w nowej rzeczywistości. Mają oni za zadanie zbadać sprawę zaginionej studentki. Czy to możliwe, że jej zniknięcie ma związek z innymi morderstwami kobiet, których dokonał ten sam sprawca na przestrzeni ostatnich lat?

Sandra Vega jest policjantką mediolańskich organów ścigania. Nie potrafi dojść do siebie po utracie męża, choć od jego tragicznej śmierci minęło już kilka miesięcy. Przez dłuższy czas tłumiła w sobie przeczucie, że nieszczęśliwy wypadek, któremu uległ jej mąż, niekoniecznie nazwać można było wypadkiem. W końcu postanawia to sprawdzić. To, co odkryje, doprowadzi ją do jeszcze większej liczby tajemnic, które będą domagać się wyjaśnienia. A tymczasem poszukiwany morderca nieoczekiwanie trafia do szpitala w stanie śpiączki. Gdzie jest zaginiona studentka? Jakie sekrety zapadły w sen wraz z oprawcą?
Trudny początek, doskonały finał
Początkowo nie umiałem się wkręcić w klimat tej książki. Niby wszystko było jak trzeba, ale przez kilkadziesiąt stron musiałem się zmuszać do lektury. Na minus przede wszystkim przeskoki w czasie. Nie dość, że autor raz po raz skakał w przeszłość, to jeszcze w dodatku jedną z postaci z przeszłości był Myśliwy – tajemnicza postać, której tożsamość jest ukryta do samego końca. Lektury nie ułatwiało też to, że w książce była dwójka głównych bohaterów, a każdy rozdział naprzemiennie dotyczył jednej z dwójki tych postaci. Początkowo wywoływało to we mnie pewien chaos i zagubienie. Na szczęście potem było już znacznie lepiej.

Bo z każdą kolejną stroną coraz mocniej trzymałem kciuki za Marcusa. Dałem się również ponieść tajemniczej atmosferze, która panowała w powieści. A już sam finał był dla mnie potężnym zaskoczeniem i za to wielki szacunek dla Carrisiego. Lubię książki, w których głównego bohatera dotyka amnezja, bo śledzenie zmagań tej postaci w odkrywaniu tajemnic przeszłości dokonuje się stopniowo na kolejnych stronach powieści. A to sprawia, że jako czytelnik czuję się niejako uczestnikiem tej mozolnej wędrówki po zakamarkach umysłu. W dodatku muszę podkreślić, że autor bardzo sprawnie połączył ze sobą wiele wątków, które początkowo wydawały mi się kompletnie ze sobą niezwiązane. A ostatecznie stworzyły zgrabną i ciekawą całość. Cieszę się, że przede mną kolejne tomy historii Marcusa i pewnie po nie sięgnę za kilka miesięcy.
Podsumowanie: Czy to holik?

Niezupełnie. „Trybunał dusz” to bardzo dobry kryminał, który Carrisi precyzyjnie dopracował łącząc wiele wątków w jedną gęstą sieć z zaskakującym zakończeniem. W zasadzie czy można chcieć czegoś więcej? 😉 Niestety początkowo lektura wydała mi się wymagająca ze względu na spore przeskoki w czasie i zmianę głównych bohaterów, wokół których toczyła się akcja. Na szczęście po chwilowym zagubieniu trafiłem na właściwe tory i dałem się autorowi przenieść do Rzymu i Mediolanu w sam środek skomplikowanego śledztwa. Zaginionej kobiety nie poszukuje jedynie policja, ale także członkowie tajnej watykańskiej organizacji. A przed nimi mnóstwo tajemnic, których rozwikłanie okaże się szalenie trudne.
Ocena czytoholika: 4 / 5