Kristin Hannah - Słowik
Tag:
Tytuł: Słowik
Kolekcja:
Ocena:
Wydawnictwo:
Liczba stron: 560
Data wydania: 2015

Od kilku już lat planowałem sięgnąć po książkę Kristin Hannah pt. „Słowik”. Zbierała ona bardzo wiele pozytywnych ocen, zwyciężyła w konkursie na najlepszą książkę roku 2016 w kategorii powieść historyczna na lubimyczytac.pl. Byłem przekonany, że ja również się nią zachwycę. Niestety wyszło zupełnie inaczej.

Dwie siostry na wojnie

Isabelle i Vianne są siostrami, choć mają zupełnie odmienne charaktery. Różnice te są rzucają się w oczy zwłaszcza od momentu, gdy w 1940 roku do Francji wkraczają oddziały niemieckie. Każda z sióstr podejmuje całkowicie odmienne decyzje, by przetrwać wojnę. Isabelle dołącza do ruchu oporu, a Vianne, zostawiona samej sobie po dołączeniu męża do wojska, stara się za wszelką cenę żyć tak, jak do tej pory. Z każdym kolejnym miesiącem sytuacja sióstr pogarsza się, a na terenie Francji wzmaga się terror i bieda. Która z sióstr podjęła lepszą decyzję? Czy uda im się przetrwać wojnę i skleić rozerwane więzy rodzinne? Czas pokaże. A najgorsze dopiero przed nimi.

Dramat na siłę

Spodziewałem się powieści pełnej smutku, dramaturgii, trudnych wyborów i zmagań z wojenną zawieruchą. I to otrzymałem. Szkoda, że było na bakier z realizmem i wiarygodnością historyczną. Bo jednym słowem powieść ta jest przemelodramatyzowana. Miałem wrażenie, że autorka niejako na siłę próbuje wymusić wyciskanie łez z kanalików ocznych swoich czytelników. Miało to charakter nieco zbyt sztuczny, jakby na siłę. Podobne odczucia miałem przy „Drzewie migdałowym” gdzie autorka również umieściła w życiorysie swojego głównego bohatera taki nawał dramatów, że nie sposób było w nie uwierzyć.

Jeszcze większy problem miałem z realnością rozgrywających się w powieści wydarzeń. 18-letnia dziewczyna wyrusza w arcytrudne przeprawy górskie w Pirenejach bez odpowiedniego treningu, przygotowań i znajomości tras przerzutowych? Serio? W dodatku po drodze podnosi – zarówno na duchu, jak i fizycznie – opadających notorycznie z sił żołnierzy. Ok, niech tak będzie. Ale cały wątek francuskiego ruchu oporu przypomina raczej komediowy serial „Allo, allo” niż poważny opis organizacji podziemnej. Isabelle z marszu przyjęta zostaje do grona konspiratorów i podejmuje się trudnych misji zapewniając: nie złapią mnie! A wszyscy się z tym spokojnie zgadzają, choć właśnie przed chwilą jeden z członków przyłapał ją na zamazywaniu niemieckich plakatów, gdy myślała, że jest przez nikogo niezauważona.

Brak realizmu i wiarygodności zdarzeń

Podobnie jest z wątkiem o fałszowaniu dokumentów. Główna bohaterka nauczyła się podrabiać dokumenty zupełnie sama nocą przy świeczce. Po kilku próbach wychodziło jej to już doskonale. Ta, jasne. A już wisienką na torcie są lotnicy RAF-u ukrywający się w paryskich krzakach i to mając cały czas założone mundury angielskich sił zbrojnych. No, powodzenia. I jeszcze pomysł, by kryptonim ultra tajnej agentki brzmiał tak, jak jej rodowe nazwisko – na to wpaść mógł tylko geniusz. Dobrze, że w Abwehrze zatrudnione były tylko półgłówki, bo inaczej bohaterka miałaby naprawdę ciężko.

Nie mogę nie wspomnieć też o opisie niemieckich żołnierzy stacjonujących w Paryżu i Carriveau. Ja rozumiem, że w oczach okupantów Francja stała wyżej kulturowo niż Polska, ale poza von Richterem niemieccy żołnierze to głównie flirtujący młodzieniaszkowie zajmujący się przez większość czasu piciem kawy w paryskich restauracjach. Ot, takie miłe chłopaki.

W dodatku naprawdę niełatwo zapałać sympatią do głównej bohaterki, która jest straszliwie naiwna, nieustannie dąsa się na wszystkich dookoła. Fabuła też trochę kuleje, bo zaskakujące (w domyśle) zwroty akcji związane choćby z ojcem głównych bohaterek oraz osobą narratorki są dość łatwe do przewidzenia. Naprawdę ciężko napisać mi o tej powieści coś dobrego. Natłok nielogicznych wydarzeń zepsuł mi całkowicie odbiór tej książki. A to co miało być najmocniejsze, czyli arcytrudne relacje rodzinne sióstr będących głównymi bohaterkami, było tak naprawdę strasznie spłycone.

Podsumowanie: Czy to holik?

Nie. „Słowik” to powieść, wobec której miałem ogromne oczekiwania. Świetne oceny, tytuł książki roku w 2016, szerokie grono zadowolonych czytelników. Niestety książka jest po prostu słaba. Osią fabuły są trudne relacje sióstr, które na swój – całkowicie odmienny – sposób próbują przetrwać wojnę. Ale to, co miało być pełne dramaturgii, było spłycone, a kontakty Isabelle i Vianne powierzchowne i pozbawione głębi. Największym problemem „Słowika” jest jednak brak realizmu w opisywanych zdarzeniach. Jest tak wiele luk logicznych, na które nie sposób przymknąć oko, że czytanie momentami wręcz boli. Podobnie jest z wiarygodnością historyczną – zgadza się jedynie to, że Niemcy najechały Francję w 1940 roku. Reszta jest ciut oderwana od rzeczywistości.

Moja ocena jest mocno negatywna i pewnie w sporej mierze nasycona potężnym rozczarowaniem, jakie mnie ogarniało podczas lektury. Od połowy książki zmuszałem się do dalszego czytania, a w momentach, które miały być dramatyczne, z ironicznym uśmieszkiem kiwałem głową ze zdumienia. Szkoda, wielka szkoda. „Słowik” to powieść, która miała niesamowity potencjał, ale autorka zdecydowanie przedobrzyła, co zepsuło cały efekt.

Ocena czytoholika: 2,5 / 5

Masz inne zdanie na temat tej książki? Podziel się nim w komentarzu 🙂

czytoholik

Człowiek wielu zainteresowań, pełen zapału i optymizmu. Prywatnie pasjonat nowych technologii, historii II Wojny Światowej oraz zapalony czytelnik kochający książki. Po godzinach zacięty gracz w squasha i futsal.