Nie przepadam za historiami o kosmosie, zarówno pod postacią filmów (za wyjątkiem „Apollo 13„), jak i w formie książkowej. Jednak zachęcony pozytywnymi opiniami o powieści Andy’ego Weira pt. „Marsjanin” dałem się skusić. I była to doskonała decyzja!
„Major Tom to Ground Control”
6-osobowa załoga kosmiczna wchodząca w skład misji Ares 3 wyrusza na ekspedycję na Marsa. Mają tam pobrać próbki, porobić sporo testów i szczęśliwie wrócić do domu. Jednak w Solu 18 (marsjańska doba to sol) nadciąga niespodziewana i potężna w skutkach burza. W trakcie pilnej ewakuacji załogi na statek Hermes jeden z członków zespołu – Mark Watney, zostaje uderzony odłamkami i znika pośród tumanów czerwonego piasku. Komputer monitorujący jego procesy życiowe wskazuje rozerwanie skafandra i niemal natychmiastową śmierć.
Pozostali członkowie załogi stają przed dramatycznym wyborem – poszukiwać Marka, który najprawdopodobniej nie żyje, lub wracać do statku i uratować samych siebie oraz całą misję. W ostatniej chwili komandor dowodząca misją decyduje o odlocie, jako jedynym sposobie na przetrwanie. Tymczasem Mark przeżył, choć nikt o tym nie wie. I teraz jest jedynym człowiekiem na Marsie, a w dodatku następna misja na badawcza na Czerwoną Planetę planowana jest dopiero za 4 lata. Czy uda mu się tyle przetrwać? Czy uda mu się przetrwać choć kilka dni?
Robinson Crusoe na bezludnej wyspie planecie
„Marsjanin” to fascynujący zapis zmagań człowieka pragnącego za wszelką cenę przeżyć. Andy Weir świetnie opisał zawiłości związane z technologią i trudnościami w utrzymaniu życia na Marsie. Sporo w książce zagadnień z fizyki, ale wszystko podane jest bardzo przystępnie i budzi mocne zainteresowanie. Rozwiązanie każdego kolejnego problemu rodziło następny. I wtedy ujawniało się świetne podejście głównego bohatera – rozwiązywać wszystko krok po kroku. Brakuje wody – Mark rozważa ten problem. Nie ma pożywienia? Skupia się na tym, jak je zdobyć. I tak z każdym kolejnym wyzwaniem.
Choć człowiek nie postawił jeszcze stopy na Marsie, to czytając książkę Weira miało się wrażenie jakby to się już dawno dokonało. Bo „Marsjanin” to powieść szalenie realistyczna i dopracowana. Przy tym także mocno amerykańska – wiadomo: jesteśmy najlepsi, w obliczu śmierci zachowujemy dobry humor i pozytywne nastawienie. Właśnie tej jednej rzeczy odrobinę zabrakło – chwil zwątpienia Marka. Bardziej dotkliwie odczuwanej samotności. Bo były momenty jego chwilowej rezygnacji, ale rzadkie i zepchnięte na dalszy tor. Niemniej jego żarty nieraz mocno mnie śmieszyły 🙂
Kilka dni po przeczytaniu książki Weira zdecydowałem się także na obejrzenie jej kinowej adaptacji. Chciałem porównać moje wyobrażenia z wizją reżysera. Konkluzja? Powieść jest zdecydowanie lepsza od filmu. Więcej szczegółów i dramaturgii, pierwsza osoba narracji, lepszy klimat. Film dobry, ale książka świetna.
Podsumowanie: Czy to holik?
Prawie. „Marsjanin” to niezwykle wyrazista, wiarygodna i dopracowana opowieść o walce człowieka o przetrwanie na Marsie. Mark Watney to bohater, którego łatwo polubić – za poczucie humoru, pomysłowość, niezłomność i podejście do życia. Andy Weir stworzył historię niemal doskonałą – połączenie perypetii Robinsona Crusoe z tajemnicami świata pozaziemskiego. Jedynym minusem jest momentami trochę przesadna pewność siebie głównego bohatera, który niemal nie ulega chwilom zwątpienia w trakcie swoich zmagań. Ale poza tym „Marsjanin” to powieść szalenie dobra 🙂
Ocena czytoholika: 4,5 / 5