451° Fahrenheita
Tytuł: 451° Fahrenheita
Gatunek:
Kolekcja:
Ocena:
Wydawnictwo:
Liczba stron: 176
Data wydania: 1953

Są powieści tak znane, że właściwie trzeba je przeczytać. Taka właśnie motywacja skłoniła mnie, by sięgnąć po „451° Fahrenheita” Raya Bradbury’ego. Wielu stawia ją na równo z „Rokiem 1984” George’a Orwella i w ocenach tych nie ma ani krzty przesady. Obie skłaniają do myślenia i zmuszają do krytycznego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość. A ta zmienia się prędko i niepostrzeżenie.

Ogień, który pochłania myśli

451° Fahrenheita – to temperatura, w której papier zaczyna się tlić i płonie…

Guy Montag jest strażakiem. Lubi swoją pracę, nie zastanawia się szczególnie nad swoją codziennością, działa rutynowo. Ot, po prostu żyje z dnia na dzień. Ogień jest jego żywiołem. Jednak jego rola jako strażaka nie polega na gaszeniu pożarów. On je wznieca. Celem akcji straży jest niszczenie największego zagrożenia, jakie czyha na człowieka – książek. Gdy tylko w bazie rozbrzmiewa alarm, Guy i jego kompani wyruszają do akcji, by z pasją podpalić wytropione książki, a następnie z radością przyglądać się jak płoną. Bo to właśnie literatura jest przyczyną wszelkich nieszczęść, bez książek człowiek nie musi myśleć, nie kwestionuje niczego.

Pewnego dnia Guy spotyka dziewczynę, która urzeka go swoją spontanicznością i mimochodem opowiada mu o świecie przeszłości, w którym ludzie byli prawdziwie wolni i odnajdywali osobiste szczęście. Od tego momentu Montag zacznie robić to, co jest najbardziej zakazane – myśleć. A zagrożenie pojawi się natychmiastowo…

Dystopia stająca się rzeczywistością

„451° Fahrenheita” jest klasyczną dystopią, utworem prezentującym pesymistyczną wizję przyszłości, wynikającą z pełnej krytyki obserwacji autora otaczającej go rzeczywistości. I choć unikam fantastyki jak ognia, tak powieść Bradbury’ego zdecydowanie polecam. To jedna z tych książek, które naprawdę powinien przeczytać każdy. A jak nie przeczytać, to przynajmniej odsłuchać, bo superprodukcja Audioteki robi wrażenie – słucha się świetnie.

Powieść ta jest krótka, lecz niezwykle treściwa. Zmusza do refleksji, a w dodatku jest niemal profetyczna. Bo czyż da się nie zauważyć, jak trafnie przewidział naszą codzienność Bradbury te 70 lat temu? Ścianowizja, która nadaje rytm i sens każdemu dniu, a w dodatku zastępuje rozmowy. Grające muszelki w uszach, które zagłuszają nasze własne myśli. Porzucenie książek i nieszukanie odpowiedzi na egzystencjalne pytania. Wszyscy mają być szczęśliwi, a jedynym sposobem, by to osiągnąć jest niemyślenie. Zdumiewające, jak wiele z tego, co opisał Bradbury spełniło się w XXI wieku.

Czy wie pan, że nigdy nie zadajemy pytań, a przynajmniej większość nie zadaje? Oni po prostu wbijają w człowieka odpowiedzi.

Podsumowanie: Czy to holik?

Prawie. „451° Fahrenheita” to świetna, dystopijna wizja świata, którą Ray Bradbury stworzył niemal 70 lat temu, a która realizuje się na naszych oczach. Telewizory w naszych domach niemal co do joty przypominają te książkowe ścianowizje, a słuchawki bezprzewodowe są jak te muszelki, które zakładają bohaterowie powieści Bradbury’ego, by pogrążyć się w świecie muzyki i niemyślenia.

Ray Bradbury wykreował rzeczywistość, w której największym złem są książki, ponieważ – nie daj Boże – mogą skłonić kogoś do myślenia, zastanowienia się nad swoim życiem, zakwestionowania obowiązujących zasad i, w konsekwencji, wyrwania się z letargu. Niedaleko wizji stworzonej przez autora tej powieści do dzisiejszych realiów panujących w wielu miejscach świata. Dlatego warto czytać póki można 😉

Ocena czytoholika: 4,5 / 5

Czytałeś (-aś) „451° Fahrenheita”? Masz inne zdanie na temat tej książki? Podziel się nim w komentarzu 🙂

czytoholik

Człowiek wielu zainteresowań, pełen zapału i optymizmu. Prywatnie pasjonat nowych technologii, historii II Wojny Światowej oraz zapalony czytelnik kochający książki. Po godzinach zacięty gracz w squasha i futsal.