Jedenaście dni w Berlinie to historia mieszkającego w Szwecji 30-letniego Arnego, który w wyniku tragicznego wypadku w dzieciństwie staje się, delikatnie mówiąc, niezbyt rozgarnięty. Ojciec na łożu śmierci wyznaje mu rzecz niebywałą. Otóż, matka Arnego nie zmarła wiele lat temu, jak mu powiedziano, a odeszła z przygodnym trubadurem i przeniosła się do Berlina. Podczas wygłaszania ostatniej woli, ojciec zobowiązuje Arnego, by wyruszył do stolicy Niemiec w poszukiwaniu matki i przekazał jej tajemniczą szkatułkę.
Podróż do Berlina okazuje się nie lada wyczynem dla sympatycznego, ale mającego nieustanne problemy z kojarzeniem podstawowych faktów, głównego bohatera. Książka jest zapisem jedenastu dni spędzonych przez Arnego w Berlinie. Dni pełnych niespotykanych wydarzeń i wyzwań, którym podołać może jedynie dobrotliwy i prostoduszny Szwed z miasteczka K.
Jedenaście dni w Berlinie to przyjemna i lekka opowieść pełna humoru i zabawnych wątków, które czytelnik może obserwować z punktu widzenia życiowo nieskomplikowanego głównego bohatera. Wskutek serii nieoczekiwanych zbiegów okoliczności zostaje on wplątany w pełne zagrożeń przygody, które śledzi się z uśmiechem na ustach. Lektura przebiega bardzo sympatycznie i jest bardzo wdzięczną odskocznią od codzienności. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Hakana Nessera, ale jestem przekonany, że nie ostatnie.
Kilka cytatów wyłapanych z książki:
Podsumowanie: Czy to holik?
Niezupełnie. Jedenaście dni w Berlinie to ciepła i przyjemna historia z wieloma wątkami humorystycznymi, w sam raz na letnie wycieczki. Nie jest to jednak powieść, którą czyta się z wypiekami na twarzy w oczekiwaniu, co wydarzy się za moment. W książce pojawiają się momenty nieco nużące i chyba trochę przekolorowane. Dodatkowo pojawiają się wątki nieco surrealistyczne, a muszę przyznać, że nie jestem fanem takich historii z pogranicza fantastyki. Niemniej jednak jest to książka, którą warto polecić szukającym powieści, które można przeczytać z lekkim z przymrużeniem oka.
Ocena czytoholika: 4 / 5